wtorek, 17 maja 2016

Rozdział 7 Suffering




***Harry***


    Czy znasz to uczucie, kiedy twoje najmroczniejsze wspomnienia wracają?
 
   To mnie prześladuje cały czas. Nie ma chwili, w której mogę poczuć się szczęśliwy, bo nigdy nie byłem. Może byłem, ale nie chcę tego pamiętać. Każdy dąży do szczęścia, a moje zostało mi odebrane niedawno. Ona była wszystkim. Moją ostoją, moją pokrewną duszą, moim szczęściem, moją miłością życia, a ona tak po prostu mnie zostawiła. Zdradziła w najgorszy możliwy sposób w jaki nikt nie chce zostać zraniony. Obnażyła mnie całego przed światem. Niewinnego chłopaka, który kochał ją całym sercem, a ona? Wykorzystała je i podarła na miliony kawałków, rzucając mi nimi w twarz.

   Czy wciąż potrafię kochać? 

   Nie. Moje serce nie kocha już niczego oprócz alkoholu. Ludzie tylko ranią i mają cię w dupie, kiedy ty do nich biegniesz, szukając pocieszenia. 

  Co czuję teraz? 
  Nienawiść do wszystkich ludzi, którzy mnie otaczają. Próbują pocieszyć, abyś odczuł szczęście. Ja mam w poważaniu takie oferty, które są tylko z litości. Nie potrzebuję litości. Potrzebuję spokoju, alkohol to jedyne czego potrzebuje do szczęścia i nikt tego nie zmieni.
   Obudziłem się a jedyny dźwięk, który mogłem usłyszeć to mój własny oddech. Ból rozsadzał moją czaszkę. Otworzyłem oczy, ale od razu tego pożałowałem. 
 Ja pierdolę ile wczoraj wypiłem? To pytanie kotłowało się w mojej głowie. W sumie to nie mogę sobie przypomnieć. Czy to ważne?
   Spojrzałem na podłogę. Wszędzie walały się butelki. Meble były poprzewracane, książki i ich kartki rozrzucone po całym pokoju. Wszystko zlewało się w jeden bałagan, który miałem gdzieś. Nie przeszkadza mi on i dopóki mi to pasuje nikomu nic do tego.
    Wstałem powoli i usiadłem na skraju sofy. Kurwa, ale boli. Trudno jakoś to przeboleję. Moment... Przecież mnie nigdy nic nie boli. Trzeba to zwalczyć. Jedynym lekarstwem na ból jest moja przyjaciółka Whiskey.
    Gdzie ja ją dałem? Ah tak trzeba wstać.
Wstałem nie pewnie czując jak ból, który rozsadzał mi czaszkę sprawiał, że nic nie widzę na oczy. Ja pierdole...
    Doszedłem do szafki i wyciągnąłem z niej karafkę z brązowym płynem. Otworzyłem ją i powąchałem. Nadaje się do picia. Wzruszyłem ramionami i wróciłem do łóżka. Sięgnąłem po szklankę i przechyliłem butelkę. Trochę polało się po pościeli. Trudno. Zarechotałem i przechyliłem zawartość ponownie, aby napełnić szklankę. Wypiłem haustem zawartość i ponownie napełniłem szklankę. Jedna, szklanka, druga i trzecia. Straciłem rachubę jedyne, co teraz jest ważne to ja i moja whiskey.
 
 Dlaczego piję? 

    Każdy ma swoje powody. Jedni piją bo lubią, inni bo muszą a jeszcze inni bo cierpią. Jednak wszystkich łączy to samo. Piją, bo chcą zapomnieć. Zapomnieć o tym jak bardzo nienawidzą świata. Chcą zapomnieć, że żyją. Utonąć w świecie bez martwień, tam gdzie ich ból zostanie uśmierzony. Moim cierpieniem jest miłość. Jakież to oczywiste. Kto nie cierpiał z miłości? Moim cierpieniem jest kobieta o lazurowych oczach. Samantha...
 

  Kim jest dla mnie Samantha?

   Miłością mojego życia. Kimś na kim mogłem polegać. Przyjaciółka, która wszytko rozumie. Dar od niebios na moją niedole, pokrewna dusza, której szukasz przez całe życie, a co najważniejsze to osoba, którą kochasz bardziej niż powietrze. W sumie to kochałem. Teraz to nic nie ważna zdzira jak ich mało. Zdradziła, wykorzystała i porzuciła, nie licząc się z tym, że kogoś rani.
    Kochałem ją. Naprawdę ją kochałem. Była dla mnie wszystkim. Była aniołem, który nade mną czuwał przez cały czas, a ja byłem jej. Nikt nie mógł nas rozdzielić byliśmy jak yin i yang, nieodłączne elementy, które są jednością. Teraz jestem jak pusta przestrzeń, która nie ma sensu istnienia. Nic nie warty element tego świata.
   Samantha była sensem mojego życia, powodem do oddychania, osobą dla której mogłem żyć i kiedy trzeba skoczyć w ogień. A ona co? Zdradziła mnie. Podła suka.
  


*półtora roku wcześniej*

***Harry***

    Siedziałem u mojej siostry już dobre parę godzin. Od poprzedniej gwiazdki nie widzieliśmy się rok. Moja trasa a jej wyjazd do Nowego Yorku na praktykach utrudniał nam spotkanie. 
    Dziś możemy się spotkać w beztroskiej atmosferze razem przy grillu na działce. 
- Harry możesz mi podać kurczaka? - zapytała wskazując na lodówkę - Jak tam sprawy uczuciowe? Wciąż jesteś poszukiwanym singlem numer jeden?
- Taaa... - odparłem wymijająco, szukając miski - Gdzie jest ten kurczak? Masz za dużo w tej lodówce.
- Na górnej półce koło warzyw - zaśmiała się na moją uwagę - Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Odpowiedziałem i nie mam zamiaru udzielać ci odpowiedzi powtórnie - uśmiechnąłem się - Co mam robić?
- Może nadziewaj warzywa na wykałaczki - stwierdziła, odbierając ode mnie miskę z niegotowym daniem.
- Tylko tyle? - skinęła głową, na co prychnąłem - Nie doceniasz moich możliwości.
- Innym razem Harry - parsknęła śmiechem i wróciła do mycia mięsa.
- Gdzie są te wykałaczki? - otworzyłem szafkę i znalazłem małe wykałaczki. Wiedziałem, że się nie nadają, ale chciałem zrobić siostrze na złość. Taki uroczy Harry jak co dzień.
- Te? - wskazałem na pudełeczko, które trzymałem w dłoniach.
- Harry? Poważnie? Chyba tak wiele składników ci się nie zmieści? - zauważyła.
- Yyy. Skąd mogłem wiedzieć, że większe. Nic mi nie powiedziałaś - zachichotałem.
- Tak, powiedziałam tylko ty mnie nie słuchasz - zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wybuchnęła śmiechem.
    Do kuchni wszedł jej chłopak. Tom z którym znałem się kilka lat. Owinął swoje ręce wokół tali mojej siostry i dał jej całusa w policzek.
- Co tak ładnie pachnie? - zapytał naszej dwójki, zerkając w garnki. 
- Nie twój biznes. Nie pomagasz to sio - dała mu kuksańca, na co on wybuchnął śmiechem - Aha i powiedz swojemu szwagrowi, by używał czasami mózgu - zauważyła Gemma, na co przewróciłem oczami.
- Powiedz swojej dziewczynie, żeby wysławiała się jaśniej - odrzekłem na co siostra wystawiła mi język.
- Sami musicie się dogadać - zwrócił się do nas Tom i wyszedł z kuchni.
- O hej jak dobrze, że już jesteś. Mogłabyś mi pomóc? Z mężczyznami nie można się dogadać - odezwał się głos mojej siostry i nie był skierowany do mnie.
   Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a koło blatu stała średniego wzrostu blondynka z niebieskimi oczami, do której były skierowane te słowa. Czując na sobie moje spojrzenie zerknęła na mnie i uśmiechnęła się nieśmiało. Odwzajemniłem ten gest i czułem jak ciepło napływa na moje policzki. Co jest?
-  O właśnie wy się nie znacie - zauważyła Gemma i stanęła pomiędzy nami - Samantha to jest Harry. Mój brat. Harry to Samantha. Moja przyjaciółka.
- Miło mi cię poznać Harry - odezwała się piękna nieznajoma.
- Mi... też... cię miło... poznać - wydukałem. Co się ze mną dzieje?
Blondynka uśmiechnęła się do mnie serdecznie, a następnie zwróciła się do mojej siostry:
- To co mam robić? - zapytała.
- Mogłabyś mi pomóc z ciastem? Mam takie urwanie głowy, że całkowicie o nim zapomniałam - Samantha kiwnęła głową - Kochana jesteś. Jest w chłodni. Na dół po schodach po lewo. Przecież znasz mój dom - zauważyła Gemma.
   Blondynka wyszła z kuchni i na odchodne zmierzyła mnie badawczym wzrokiem. Przełknąłem gulę, która zebrała się w moim gardle, a moje nogi zrobiły się jak z waty. Siostra spojrzała na mnie i przechyliła głowę na bok, jakby nad czymś się zastanawiała.
- Podoba ci się - stwierdziła niż zapytała i uśmiechnęła się łobuzersko.
- Nie. Przywidziało ci się - odparłem szybko. Za szybko. No to już mnie ma.
- Bardzo ci się podoba - zaszczebiotała z radości. Świetnie kolejny temat na jej ploteczki - Spokojnie. Nikomu nie powiem, nawet jej.
- Mhm - nie mogłem nic powiedzieć, bo nie mogłem sformułować żadnego konkretnego słowa.
   Do kuchni weszła dziewczyna i spojrzała na naszą dwójkę. Gemma puściła mi oczko i szybko się odwróciła do swojego kurczaka, a na jej twarzy błąkał się uśmiech. 
- Co tu tak wesoło? - zauważyła uśmiech mojej siostry.
- Harry opowiedział mi żart - zaczęła chichotać jak głupia - Opowiedz jej Harry. 
- Ja...ja... nie pamiętam - zamotałem się w słowach i rzuciłem jej przepraszający uśmiech. Głupia siostra zrobiła to specjalnie. Czuje się jakbyśmy wrócili do szkolnych lat, kiedy lubiła się ze mną drażnić.
- W porządku. Może jeszcze ci się przypomni - posłała mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłem go i przez nie uwagę ukułem się wykałaczką. Na palcu pojawiła się krew. Kto by przypuszczał, że to jest takie ostre.
- Cholera - zakląłem pod nosem i szybko udałem się do zlewu, by spłukać krew.
- Co się stało? - zapytały dziewczyny jednocześnie. 
- Zraniłeś się? Daj opatrzę cię - Gemma wzięła mój palec i zaczęła go oglądać - Samantha pójdź po plaster.
- Ok - wyszła i już jej nie było.
- Nie potrzebuję. Dam sobie radę - odparłem.
   Po kilku minutach Samantha wróciła z paczką plastrów. Spojrzała na mnie, a w jej oczach była widoczna troska.
- Daj opatrzę cię - uśmiechnęła się. Pod wpływem jej uroku, podałem jej swoją dłoń, a ona zajęła się zawijaniem opatrunku. Na koniec spojrzała na mnie, a moje nogi ugięły się pode mną.
   Zauważyłem, że jej oczy są niebieskie ale nie sądziłem, że aż tak. Jej głębia niebieskich oczy pochłonęła mnie całego. W jej oczach można było utonąć. To nie były zwykłe oczy. Te oczy miały niezmierzoną głębie i wiedziałem, że ta szybko z niej nie wyjdę. Pochłonęła mnie całego i nie potrzebuję wcale ratunku. Czułem, że nie będzie mi dane spotkać jej raz.

***

    Obudziłem się i obrzuciłem spojrzeniem pokój. Nie ma jej tu. To tylko sen. Sen, który był prawdziwy. Wspomnienie, które postanowiło mnie męczyć. Niebieskie oczy które stały się moim cierpieniem.
    Popatrzyłem na stolik. Westchnąłem ciężko i sięgnąłem po butelkę. Nalałem końcówkę, która została i rzuciłem butelkę w kąt. Tylko ona mi została. Jedyna rzecz, która nie odeszła. Została ze mną i chyba tak zostanie. 
    Kolejne dni od jej odejścia mijają, wszystko się zmienia. Tylko ja zostałem taki sam. Czy naprawdę jestem żałosny czekając na jej powrót? Choć nigdy nie wróci, bo ją wyrzuciłem po tym co mi zrobiła. Nikt nie zasługuje, żeby być zdradzonym. Powinienem czuć ulgę, a czuję pustkę i ból. Dlaczego?...
   Z nostalgii wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Kogo znowu tu niesie? Tylko nie mówicie mi, że dostawcę pizzy. 
   Wstałem i skierowałem się w stronę drzwi, potykając się o swoje stopy i przedmioty leżące na ziemi. Podniosłem z ziemi niedokończoną butelkę whiskey.
 Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się Louis. Świetnie wolałbym pizzę.
- Czego?- warknąłem.
- Też się cieszę się, że cię widzę. Tak poza tym to cześć - odpowiedział.
- Czego tu chcesz? - zmierzyłem go spojrzeniem. Przesunąłem się o krok, aby zrobić mu miejsce by wszedł. Brunet wszedł do środka i rozejrzał się po pomieszczeniu. Na jego twarzy pojawiła się konsternacja i zdziwienie.
- Co się tu stało? - spojrzał na mnie, a jego wzrok utknął na butelce, którą trzymałem w dłoni - Nie mam pytań. Dlaczego nie stawiłeś się dzisiaj na próbie? - zapytał. 
- Była jakaś próba? - zastanowiłem się chwilę. Kurwa mać była.
- Była - rzucił lekceważąco - Dzwoniliśmy do ciebie, ale ty oczywiście masz wszystko w dupie.
- Może dlatego, że wszyscy mi zawracają niepotrzebnie dupę - wydarłem się.
- Niepotrzebnie? Jesteś członkiem zespołu, jeśli ci się to nie podoba możesz odejść. Nikt cię nie trzyma. Nawet będziemy zadowoleni, kiedy odejdziesz, bo dla wszystkich jesteś tylko ciężarem! - wydarł się Lou. Wow nie spodziewałem się po nim takiej reprymendy. 
- Dobra. Może właśnie odejdę - odwarknąłem.
- Nara. Nie będę na ciebie marnować czasu, ponieważ nie jesteś tego wart! - odszczekał.
- Goń się! - rzuciłem i zamknąłem z impetem drzwi. Ja pierdole czy wszyscy muszą mi teraz zawracać dupę?! Wszyscy?!  
     Spojrzałem na whisky i jakoś przeszła mi ochota na picie. Rzuciłem ją o ścianę a na niej pojawił się ślad płynu ściekającego w dół. Kurna. Co zrobiłem? Co ja robię ? 
     Skierowałem się do kuchni i otworzyłem lodówkę. Wyciągnąłem z niej piwo i wziąłem otwieracz. Wróciłem do pokoju i usiadłem na kanapie. Spojrzałem na butelkę. 
Czy na prawdę jestem taki zjebany? 
     Otworzyłem butelkę i pociągnąłem z niej łyk.
 Kolejny krok i dwa kroki w tył.
  
***********************************************************************************

Wróciłaaaaaaaaaaaaam!
  Wiem, że nie było mnie bardzo długo, ale naprawdę nie miałam czasu. Wiem winny się tłumaczy. Jestem winna przyznaje się bez bicia, że jestem. Nie będę Was zanudzać dlaczego mnie nie było, bo trochę tego by było, a to nie jest lista św. Mikołaja :D
 Mam nadzieję, że się cieszycie. Rozdziały postaram się dodawać co tydzień lub częściej. Zobaczymy.
Komentujcie rozdział. Podzielcie się ze mną Waszą opinią. ;)
Jedyne co mi tylko pozostało, to serdecznie Was przywitać i uściskać. Do następnego! :D




 

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 6 Front


Z dedykacją dla wszystkich czytelników. ;)

**Emily**

 Kiedy zaparkowałyśmy pod galerią. Odwróciła się w moją stronę i wysokim głosem oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu.
- No to super - odpięłam swój pas i wysiadłam z samochodu.
- To co idziemy wykupić cały sklep? - zaszczebiotała i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Sklepy nadchodzimy! - odpowiedziałam i dołączyłam do niej, śmiejąc się na cały głos.
  Gdy weszłyśmy do centrum uderzył nas widok wielu kłębiących się ludzi we wszystkie strony. Spacerujące starsze kobiety w grupkach, młode matki biegające ze swoimi pociechami, nastolatki buszujące wśród sklepowych półek i flirtujące z młodymi chłopakami. To wszystko zbierało się na jeden widok, jaki otaczał mnie z każdej strony. Dawno nie byłam wśród tylu ludzi i w jednej chwili to mnie stłamsiło.
 Cofnęłam się o krok a potem o jeszcze jeden. Perrie odwróciła się moją stronę a na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Co się dzieje? Wszystko ok? - patrzyła na mnie zaniepokojoną miną.
- Ja... muszę wyjść. Nie dam rady - zaczęłam się dukać i spojrzałam w dół.
- Chcesz wyjść? - spytała a w jej głosie pobrzmiewała troska.
Pokiwałam głową i odwróciłam się w stronę do wyjścia. Dla mnie to jest za wiele. Zbyt wiele ludzi w jednym miejscu. Masz wrażenie, że wszyscy patrzą się na ciebie i wydaje ci się, że mówią: To ta dziewczyna a w ich oczach można dostrzec niechęć a nawet odrazę. To wszystko dzieje się za szybko. Zbyt szybko dla mnie.
   Wyszłam na parking galerii handlowej a blondynka dotrzymywała mi kroku. Kiedy stanęłam przed srebrnym jeepem Perrie, odetchnęłam z ulgą.
- Już wszystko ok? - zapytała a jej wzrok badał każdy milimetr mojej twarzy.
- Tak. Dzięki. Tylko... może to dziwnie zabrzmi ale boję się tego tłumu. Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą - wzruszyłam ramionami.
 - Nie martw się. Tylko ci się tak wydaje - posłała mi pokrzepiający uśmiech a w jej oczach można było dostrzec zrozumienie.
 Nie chcę być ofiarą, aby ktoś okazywał mi litość. Muszę przestać żyć przeszłością, bo to prowadzi mnie donikąd. Musisz być silna Emily i stawić temu czoła.
- Może wrócimy tu za tydzień - stwierdziła z troską.
- Nie mogę ci odebrać przyjemności z zakupów. Chodźmy - spojrzałam na nią hardo, zmuszając się do uśmiechu.
- Jesteś pewna? - nie, jednak tego ci nie powiem.
- Jestem pewna - kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę galerii.
   Za sobą usłyszałam tylko głębokie westchnięcie i stukot obcasów. Kiedy weszłyśmy do centrum, nic się nie zmieniło. Wszystko wydawało się być niezmienne i niezachwiane. Masa ludzi biegająca we wszystkie strony, by kupić swoja upragnioną rzecz. Może z tego wszystkiego zmieniłam się tylko ja. Dziewczyna, która musi ubrać maskę by przejść przez ten cały koszmar, który wraca za każdym razem...
 ***

   Chodziłyśmy od sklepu do sklepu nie pomijając ani jednego, co doprowadziłoby moją towarzyszkę do szaleństwa. Nie mogłam się na dziwić jej postawy wobec ekspedientek i innej klienteli. Była dla wszystkich miła i wyrozumiała, kto chciał poprosić ją o autograf. Szczerze. Zazdrościłam jej tej swobody w rozmowie i zachowaniu. Ona rozsiewała taką aurę wokół siebie, że nikt jej niczego nie odmówi. Za to na mnie, nawet kiedy nie byłam ubrana w te stare poniszczone ubrania, wszyscy mierzą mnie wzrokiem i spoglądają z zaciekawieniem. To mnie przerasta.
   Właśnie wchodzimy do Esprit po niezliczonej za nim kolejce innych sklepów. Blondynka nabrała już cały stos odzieży i nie pogardziła wciskając mi do rąk pare ubrań, twierdząc że wszystkich oszołomię. Taa jasne a ziemia jest płaska.
 Teatralnie przewróciłam oczami i skierowałam się do przymierzalni. Pezz co chwilę przychodziła do mnie i oceniała poszczególne ubrania. Według niej najlepiej mi było w błękitnej sukience, która moim zdaniem była urocza, jednak nie czułam się w niej sobą. Może nie jest tak źle?
- Masz jakieś rzeczy do oddania, ponieważ muszę oddać trochę swoich - uśmiechnęła się promiennie i potrząsnęła swoją kupką ubrań przed moimi oczami.
- Tak to i to i jeszcze ta sukienka - po kolei wręczałam jej zielony top, białą spódnicę i błękitną sukienkę.
- Żartujesz sobie? - spojrzała na mnie jakby wyrosła mi druga głowa i zaprzeczyła - Nie ma takiej opcji.
- Nie wezmę jej - spojrzałam lekceważąco i uniosłam wysoko głowę.
- Nie? - Perrie podniosła brew i uśmiechnęła się zaczepnie.
- Nie - spojrzałam na nią zdezorientowana, nie mogąc wyczytać nic z jej mimiki twarzy.
- Ok. To ja ją wezmę i wręczę ci na twoje urodziny - spojrzała wyzywająco i odwróciła się w stronę kasy.
- Co? Nie ma takiej opcji! - nie mogłam uwierzyć, że mi to robi. Genialnie.
- Nic nie słyszę - usłyszałam w odpowiedzi a mogłabym przysiąc, że uśmiechnęła się pod nosem.
Skierowałyśmy się do kasy i pomimo moich licznych protestów kupiła tę przeklętą sukienkę.
- Chodźmy coś zjeść. Zayn wraca dopiero wieczorem a uwierz mi nie mam dziś ochoty na domowe obiadki - zachichotała.
- Ok. Ja też zgłodniałam - uśmiechnęłam się nieśmiało i ruszyłam za nią.
   Weszłyśmy do przytulnej, angielskiej knajpki, gdzie można było wyczuć domową atmosferę. Zajęłyśmy stolik w rogu, bo moja obsesja na punkcie obcych znowu się odezwała. Perrie nie skomentowała mojego zachowania, co szanuję ale widać po niej, że woli być wśród ludzi a nie w kącie z ofiarą losu.
Do naszego stolika podeszła miła starsza pani prosząc o nasze zamówienia:
- Ja poproszę kurczaka z warzywami i szklankę soku pomarańczowego - Perrie posłała jej uprzejmy uśmiech i zwróciła się do mnie.
- A ty co zamawiasz kochana? - starsza pani spojrzała na mnie wyczekując mojego zamówienia.
- Ja...ughm - nie mogłam odezwać się słowem, bo moja antyspołeczność znów musiała dać o sobie znać.
- Weźmie to samo co ja - odezwała się Pezz ratując mnie z niezręcznej sytuacji. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i spojrzałam w dół.
- Spokojnie jestem z tobą - posłała mi pokrzepiający uśmiech.
- Dzięki. Po prostu nie potrafię się zaaklimatyzować - odrzekłam smutnym głosem.
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wrzosowy kolor świetnie kontrastował z ciemnym umeblowaniem tego lokalu. Na każdym stoliku stał świeży bukiet kwiatów, tworząc przyjemną atmosferę, w której możesz poczuć się swobodnie. Przy naszym stoliku wisiał pejzaż lawendowych pól a w oddali mieścił się pałac. Cały ten obraz wyglądał jakby został wyjęty z powieści Jane Austen.
   Wszyscy ludzie wokół nie przejmowali się naszą obecnością, co było pewnie na rękę Perrie. Każdy wydaje się być zajęty swoimi sprawami i w spokoju zjeść posiłek. Zainteresował mnie pewien ciekawy widok. Nie daleko naszego stolika siedziała mała rodzina. Tata zachęcał małą dziewczynkę do zjedzenia jakiegoś kotlecika, na co dziecko robiło naburmuszoną minę i kręciło główką. Mama starała się ją przekonać jakie to dobre. Ta dziewczynka przypominała mi mnie a oni moich rodziców z podobnym scenariuszem wiele lat temu. Matka przekonywała mnie, że jeśli zjem swoje naleśniki to pójdziemy do wesołego miasteczka. Dałam się im przekonać a oni dotrzymali obietnicy. Ciekawe czy ją karmią podobną ofertę, bo w pewnym momencie na ustach małej pojawia się zdziwienie a następnie uśmiech i zaczyna jeść z zapalczywością swoje danie.  
  
  Człowiek rozwija się przez całe życie, ale jednak to, co nabył w dzieciństwie, pozostaje zasadniczą  wytyczną na dalszy ciąg jego nieraz zmiennej i burzliwej historii.

   Wróciłam wzorkiem do blondynki, która najwidoczniej cały czas śledziła moją wędrówkę po restauracji. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, ciesząc się z jej wsparcia.
   Po chwili do naszego stolika podeszła starsza kelnerka, która obsługiwała nasz stolik. Podała nam nasze zamówienie i z uśmiechem wycofała się w stronę kuchni. Danie wyglądało niezwykle apetycznie. Wzięłam łyk soku i zabrałam się do jedzenia.
    Ludzie wchodzili i wychodzili. Niektórzy rzucali nam zaciekawione spojrzenie a inni po prostu ignorowali. Moją uwagę przyciągnęli czterej mężczyźni. Wszyscy byli ubrani tak samo, na czarno. Można pomyśleć, że to biznesmeni jednak oni rzucali nam co jakiś czas ukradkowe spojrzenia. Raczej nie mogłyśmy od tak stać się obiektem pożądania wszystkich na raz. Przyjrzałam się im uważniej. Nie wiem dlaczego, ale nie wyglądali na takich, którym można zaufać.
   Kiedy tak przyglądałam się ich twarzom, jeden z nich podłapał moje spojrzenie i posłał mi uśmiech. Wszystko byłoby ok, gdyby nie jeden istotny detal. To był cwaniacki uśmiech, który nigdy nie wróży nic dobrego. Wtedy mnie oświeciło. To są paparazzi, wtedy zgadzałby się ich zgodny wygląd i to dziwne zachowanie. Postanowiłam uprzedzić Pezz.
- Perrie? Jesteś pewna, że nikt nas nie śledzi? - blondynka podniosła na mnie wzrok i dała mi znak, aby mogła przeżuć kęs kurczaka.
- Tego nie powiedziałam. Uważasz, że ktoś nas śledzi? - momentalnie na jej twarzy pojawiła się powaga.
- Tak. Spójrz na ten stolik koło wnęki - dałam jej sygnał oczami, aby wiedziała gdzie zerknąć. Chwile zajęło jej znalezienie tego, czego szukała. Kiedy jej wzrok zatrzymał się w danym punkcie, na jej czole uformowała się zmarszczka.
- Mężczyźni w czerni? Nie wyglądają na takich przymułów. Są za przystojni- zachichotała a ja jej zawtórowałam.
Nagle zbladła. Czyli jednak moje obawy się potwierdziły.
- Cholera - zaklęła.
- Co się stało? - odwróciłam się w tamtą stronę, ale nie zauważyłam nic niezwykłego.
- Mają aparaty. Czyli to są jednak fotoreporterzy. - spojrzała na mnie a na jej twarzy malowało się zdenerwowanie - Dobra. Zbieramy się powoli, aby nie nabrali podejrzeń.
- Ok. Czyli koniec tego dobrego, wracamy do rzeczywistości - smutno stwierdziłam.
  Zebrałyśmy swoje talerze na kupkę i ogarnęłyśmy nasz stolik. Perr przywołała kelnerkę i zapłaciła za rachunek. Teraz liczył się czas i wyjść niespostrzeżenie.
   Gdy wstawałyśmy od stołu zerknęłam w stronę naszego ''przyjaznego stolika", panowie dziwnym trafem też zbierali się do wyjścia. To takie oczywiste, że czekali na nas.
   Kiedy tylko opuściłyśmy restauracje pędem ruszyłyśmy do wyjścia a nasi prześladowcy za nami. Pędem mijałyśmy sklep za sklepem, aż nie nadążałam spoglądać na szyldy. Gdzie jest to wyjście?
  Obejrzałam  się za siebie i dostrzegłam grupę mężczyzn. Już nie czwórkę a dwukrotnie tylu. Najwidoczniej byli porozstawiani w różnych miejscach. Kiedy przyspieszyłyśmy, ponieważ dostrzegłyśmy duże oszklone drzwi, paparazzi ruszyli za nami biegiem. Przez ostatni kawałek drogi zaczęłyśmy biec do wyjścia. Wszyscy ludzie będący w galerii spoglądali na nas  zaciekawieniem. Nie bałam się już ich opinii na mój temat, teraz liczy się tylko uciec od facetów w czerni. 
   Z impetem wypadłyśmy na zewnątrz. Tak samo jak w środku na parkingu kłębił się tłum ludzi w samochodach poszukujących wolnego miejsca. Chwilę zajęło Perrie na zastanowienie się, gdzie zostawiłyśmy auto. Kiedy odnalazła je, ruszyłyśmy pędem w stronę samochodu. Obejrzałam się za siebie tłum fotoreporterów powiększał się jeszcze bardziej. Teraz można spokojnie nazywać ich burzą blasku fleszy.

  Stałyśmy już przy samochodzie, gdy całe stadko mediów zbierało się koło nas. Perrie była wściekła zaistniałą sytuacją przez co nie mogła trafić kluczykiem w zamek, aby otworzyć auto. Paparazzi zaczęli osaczać nas z każdej strony i kończyła się ich uprzejmość a wyjawiła się ich prawdziwa twarz.
 - Jak tam wasz związek, Perrie? - zapytał jeden, jakby rzeczywiście go to obchodziło. Taa jasne.
- Czy macie już ustaloną datę ślubu? - zapytał inny.
- Kim jest twoja towarzyszka? To jakaś przyjaciółka? - nagle cała uwaga została przeniesiona na mnie, co nie było komfortowe. Błyski fleszy i wszelkie ataki zdawały się na mnie przelewać.
- Czy znasz One Direction? Czy zamierzasz skraść któregoś z nich serce a może rozbijesz związek Zerrie? - to pytanie zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałam się po nich takiej przebiegłości.
   Edwards zdecydowanym ruchem pociągnęła mnie w stronę drzwi pasażera a ona szybkim krokiem przeszła na miejsce kierowcy. Pytania sypały się jak grad z nieba dopóki nie zamknęłam za sobą drzwi. Jednak blask fleszy uniemożliwiał mi widoczność. Dziewczyna otworzyła drzwi a wrzawa podniosła się jeszcze bardziej.
  Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się ochrona i zaczęła odseparowywać ich od nas. Byłam im za to wdzięczna. Ostatnie co usłyszałam to odpowiedź ostrą Perrie Nic nie mam wam do powiedzenia i po tym nastała cisza. Blondynka ruszyła ostrożnie z parkingu, ale pewnie miała ochotę ich rozjechać.

***
   Wróciłyśmy do domu Pezz. Nie pamiętam drogi powrotnej, bo najwidoczniej zasnęłam zmęczona tą przygodą w centrum handlowym. Nie tylko ja wyglądałam jak nieszczęście. Perfekcyjna Perr wyglądała teraz jak zombie, po tym małym incydencie. Jak przez mgłę pamiętam podróż i dziewczynę, która przepraszała mnie za to całe zamieszanie. 
  Wysiadłam z samochodu i tysięczny raz zapewniałam ją, że wszystko jest w porządku. Poczekałam aż otworzy drzwi i wzięłam nasze zakupy z samochodu. Dziewczyna powiadomiła mnie, że ze wszystkim da sobie radę a mnie odprawiła do łóżka. Posłusznie posłuchałam jej rozkazu i udałam się w stronę mojego wybawienia.
 Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, odpłynęłam do krainy snów.


**********************************************************************************

Witajcie! Po długiej, naprawdę długiej przerwie wracam do Was z rozdziałem. Przepraszam was bardzo mocno, że tak was zaniedbałam i nawet nie mam sensownej wymówki, aby się usprawiedliwić. Szkoła, które oceny i tak zawaliłam. Pewien chłopak rozpraszający moje myśli też się ulotnił. Brak weny i chęci, by napisać cokolwiek. To wszystko zbiera się na jeden wielki zastój w mojej twórczości, przez co ogromnie was przepraszam. Mogę tak w nieskończoność, ale to nie wyzbędzie się ze mnie poczucia winy, bo biorąc pod uwagę okoliczności, jestem winna!!! 
Rozdział jest trochę dłuższy, jednak mam nadzieję, że to was nie zniechęci do czytania. Nie obiecuję, ale mam takową nadzieję, aby wstawić jeszcze w tym tygodniu siódmy rozdział, za co lepiej trzymajcie kciuki. Dziękuję osobom, które czuwały na mój odzew.
  Ogromnie was proszę o komentarz, ponieważ to daje mi moc do pisania. Także do zobaczenia pod następnym rozdziałem. Kocham Was i pozdrawiam, Martha <3
  
TWÓJ KOMENTARZ = WIĘKSZA MOTYWACJA DO PISANIA = SZYBCIEJ POJAWI SIĘ NOWY ROZDZIAŁ

środa, 6 maja 2015

Rozdział 5 Maybe I tell you about it next time


Rozdział dedykuję dla mojej przyjaciółki Oli z okazji 18 -stych urodzin. Dzięki niej powstała Emily a także wam każdemu mojemu czytelnikowi z osobna.


** Harry **

- Harry? Co się tu dzieje? - odskoczyłem od niej, zerkając na intruza, który nam przeszkodził. Liam mierzył mnie wzrokiem, od czasu do czasu zerkając na Emily.
- Nic. Tylko chciałem napić się soku - burknąłem i podszedłem do lodówki. Dziewczyna stała obok Payne'a i patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Liam tylko posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i zwrócił się do dziewczyny:
- Wszystko w porządku? - w jego głosie można było usłyszeć troskę ale również i złość.
- Tak. Jest ok - brunetka pokiwała głową i odwróciła się w stronę blatu, aby dokończyć swoją czynność. Zalała wrzątkiem kubek i bez słowa opuściła pomieszczenie.
- Napić się soku? Myślisz, że jestem na tyle głupi, aby ci uwierzyć? - spytał, kiedy zostaliśmy sami. Założył ręce na piersi i podniósł brew, oczekując mojego wyjaśnienia.
- Możesz uważać jak tylko chcesz. Nie obchodzi mnie to - odpowiedziałem wymijająco i skierowałem się do wyjścia. Szatyn zagrodził mi drogę i podniósł na mnie rękę, jakbym był jakimś dzieckiem.
- Przesuń się. Chce przejść a jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie sam ci chętnie pomogę - warknąłem i spojrzałem wyzywająco w jego stronę.
- Jeszcze raz ją dotkniesz, to obiecuję, że skopię ci tyłek - zmierzył mnie przeszywającym wzrokiem, na co tylko parsknąłem śmiechem. Widząc moją wesołość popchnął mnie, przez co mój uśmiech momentalnie zeszedł z twarzy i zastąpił miejsce irytacji. Nie trzeba było tego zaczynać stary.
 Rzuciłem się na niego a moja pięść ,,spotkała"się z jego policzkiem. Zatoczył się do tyłu a z jego ust wydobył się cichy jęk. Splunął w dół i skierował się w moją stronę. Zamachnął się, nie trafił we mnie, lecz jego dłoń uderzyła w szafki a stojące obok naczynia zlatywały jak kartki, które zdmuchnął wiatr. Nie muszę chyba wspominać, że narobiły niezłego hałasu. Nie obchodziło mnie to, że zaraz przyleci pozostała trójka a na dodatek Perrie będzie robić mi wyrzuty z powodu potłuczonej porcelany. Liczy się teraz ustać na nogach i dać temu szmaciarzowi nauczkę.
  Poczułem smak krwi na języku, który spływał do moich ust a głowa pulsowała niemiłosiernym bólem. Chłopak również nie wyglądał za dobrze. Rozcięta warga i duży czerwony siniak, który już zmieniał swój koloryt.
  Kiedy miałem kolejny raz uderzyć Liama, jakaś siła odciągnęła mnie na bok. Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem chłopaków, którzy nie byli przeszczęśliwi. Spojrzałem na Zayna, na jego twarzy malowała się furia i konsternacja. Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Stary, myślałem że wszystko sobie wyjaśniliśmy - wydukał jednak jego postawa wyrażała pewność siebie - Wynoś się z mojego domu!
- Kurwa ale ja nic nie zrobiłem - zacząłem się bronić.
- Jasne a próba gwałtu na dziewczynie to nic? - zapytał Payne, który starał się trzymać swoją cierpliwość na wodzy.
- Co? Pogrzało cię już do reszty? - oczy mulata błysnęły z nową siłą nienawiści - Czy to prawda?
- Tak. Znaczy nie, ja pierdole. Nie, ok? - zacząłem się motać ale wiedziałem, że jestem już na straconej pozycji. Oni tego nie kupią. Kuźwa mać. Po co tyle piłem?
- Wynoś się z mojego domu! Więcej nie będę powtarzać! - Malik ruszył w moją stronę a ja starałem się wyrwać, na próżno. Alkohol osłabił moją koordynację, co skończyło się tylko na lekkim uderzeniu chłopaka w głowę. Kolejny powód, aby mnie wypierdzielić z domu, po prostu świetnie!


***

Spoglądam beznamiętnie na butelkę whisky. Jak dotarłem do domu? Wziąłem taksówkę ale jak to na mój temperament przystało, nie obyło się bez awantury o mierne trzy funty napiwku. Przed domem jak zwykle szlajali się fotoreporterzy. Ich także uraczyłem moją uprzejmością, rzucając w ich stronę kamienieniem, który leżał na trawniku. Ledwo dotarłem do drzwi klnąc na nierówną płaszczyznę po której szedłem. Cały świat mnie kocha a ja jego z wzajemnością.
 Westchnąłem i sięgnąłem po następną kolejkę. Nalałem do pełna i chwyciłem szklankę. Chwilę przyglądałem się brązowemu płynowi, po czym wziąłem łyk. Smak utęsknionego alkoholu rozlewał się po moim wnętrzu. Poczułem tak dobrze znane mi ciepło, którego brakowało mi przez poprzednie parę godzin. Wiem może i jestem uzależniony ale ch** mnie to obchodzi. Ona daje mi poczucie bliskości, którego nikt mi nie może dać. 
Kolejna szklanka a ja poczułem, że wreszcie zaczynam się rozluźniać. Nie mogłem tego zaświadczyć u Zayna, bo kiedy tylko przekroczyłem próg wiedziałem, że nie znajdę tego czego szukam. Hm jednak jest pewna rzecz, za którą nie zmieniłbym przebiegu dzisiejszych zdarzeń. Nazywała się Emily. Ta dziewczyna po prostu jest niesamowita. Gdy tylko przekroczyła próg salonu, moje ciało przeszedł dreszcz i nie rozumiem dlaczego. Może, że jest tak atrakcyjna? Nie, nie wiem i nie chce wiedzieć. Styles wróć. Przestań do kurwy nędzy o niej myśleć. Przecież nie jest ciebie warta. Pochodzi ze slumsów i nie wiadomo z kim się przespała. Chcesz to coś zaliczyć? Chyba sobie żartujesz. 
 Gdy chciałem się położyć, po mojej głowie rozszedł się nieprzyjemny ból. Kurwa. Zabije tego gnoja. Podniosłem się do pozycji siedzącej i bezczynnie wpatrywałem się w stolik. Sięgnąłem po butelkę szkockiej a resztę zawartości leżącej na stoliku zrzuciłem na podłogę. Nie pomaga. Wstałem i przewróciłem stolik. Liam naprawdę mnie zirytował. Przecież nigdy tego nie robi a jednak pozory mylą.
- Dlaczego jej bronisz, co? - wykrzyczałem z całych sił, ale nikt mi nie odpowiedział - Może ci się podoba? Zarechotałem i spojrzałem na stojącą przede mną lampę, jakby to był Daddy. Przechyliłem głowę w bok i przewróciłem lampę - Kto następny? 
Uśmiechnąłem się łobuzersko i ruszyłem w głąb salonu. Po kolei na podłodze lądowały fotele, książki, płyty, i cała gama mebli pokoju dziennego. Kiedy pokój przypominał burdel dałem sobie spokój. Ruszyłem w stronę mojej sypialni po drodze rozlewając przez nieuwagę trochę whisky. Jutro mój personel dozna zawału. Hahahaha myślicie, że się tym przejmuję? Odpowiedź chyba już znacie.
   Nie miałem sił zdjąć ubrań. Położyłem się na łóżku, dając prowadzić się Morfeuszowi w stronę jego krainy.


** Emily **
  Patrzyłam na rozpościerający się krajobraz za moim oknem. Księżyc przedzierał się między chmurami, aby dać światło tu na ziemi. Gdzieś z oddali słyszałam wydzierających się nastolatków, którzy być może próbowali pierwszy raz alkoholu, nie wiedząc jak skończy się ta noc. Wszystko wydaje się być takie same.
  Położyłam się na łóżku i tępym wzrokiem wpatrywałam się w sufit, doszukując się jakiejś niedoskonałości. Czy znalazłam? Oczywiście, że nie. Chcę, aby ta noc się skończyła i nastał nowy dzień, dający mi złudną nadzieję na lepsze jutro.
  Przewracam się z boku na bok a sen wcale nie przychodzi. Dlaczego? Kiedy tylko zamknę oczy wszystkie wspomnienia, te złe wspomnienia powracają. Ten chłopak otworzył drzwi, które od dania mi nowej szansy na lepsze życie próbowałam zamknąć. Z dotknięciem jego dłoni na mojej skórze, to wszystko powróciło. Mroczna strona mnie znów się obudziła, jak potwory, które czają się na ciebie na pozór w bezpiecznym lesie. Ból, strach i bezsilność, to uczucia które towarzyszą mi od czasu, gdy dałam sobie szansę na spełnienie moich marzeń. Do czego mnie to poprowadziło?
  Pamiętałam co Harry powiedział, kiedy mnie znalazł. To tak cholernie zabolało a niby zdążyłam zbudować pancerz dla nieżyczliwych osób, ale on zniszczył go w ułamku sekundy. Zostawiając mnie nagą i bezbronną. Nie chciałam mu podawać ręki, ponieważ znałam takich jak on. Niegrzeczny chłopiec, który łamie niewieście serca. Dałam się już takiemu omamić i nie pozwolę na to kolejny raz, jakiemuś aroganckiemu dupkowi.
Kiedy próbował mnie zgwałcić, strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Nie potrafiłam ruszyć się choćby o milimetr. Wszystkie wspomnienia wróciły... 
Przewróciłam się po raz kolejny na bok. Zamknęłam oczy i wytężyłam swoją wyobraźnię. Ja spacerująca brzegiem plaży a obok mnie, mój chłopak, którego nie widziałam dość wyraźnie, ale jego oczy przebijały się przez tą nieprzezroczystą powłokę. Oddałam się Morfeuszowi, śniąc o zielonych tęczówkach.



***

 Obudziły mnie promienie słońca, które próbowały się przedrzeć przez zasłonę, oznajmiając że nadszedł nowy dzień. Wstałam z łóżka i otworzyłam okno. Do pokoju wdarł się lekki, rześki zapach letniego poranka. Gdzieś w oddali słychać ptaków śpiew i śmiech wesoło bawiących się dzieci.
 Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic, aby przywrócić się do porządku. Ubrałam komplet ubrań, który podarowała mi Perrie. Ta dziewczyna nawet nie wie jak bardzo jest kochana i chyba nigdy nie będę potrafiła wyrazić wobec niej swojej wdzięczności.
  Schodząc w dół poczułam zapach naleśnikowego ciasta. Moje przypuszczenia powiodły się, gdy zobaczyłam blondynkę potrząsającą plackiem na patelni. Kiedy mnie zauważyła uśmiechnęła się i nałożyła dla mnie porcję swojego przysmaku.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - jej uśmiech zniknął a na jej twarzy pojawiła zmarszczka, głęboko nad czymś się zastanawiając - Przepraszam za Harry'ego. Nie powinniśmy w ogóle go zapraszać.
- Nie przejmuj się, to tylko i wyłącznie moja wina, gdybym nie zeszła nic by się nie stało a Zayn nie pogorszyłby swoich relacji - wymusiłam uśmiech, bo nie chciałam, aby Perrie dodatkowo obwiniała się za to całe zdarzenie.
- Przestań. Chcesz trochę syropu? - zmieniła temat i posłała mi blady uśmiech.
- Jasne, jeśli masz - uśmiechnęłam się szeroko.
- Trzymaj. Mam pytanie? - wręczyła mi butelkę i usiadła na przeciwko.
- Hm? - nabiłam na widelec mały kawałek ciasta i przysunęłam go do ust.
- Skąd pochodzisz, bo masz obcy akcent a skądś go kojarzę, tylko nie mogę sobie przypomnieć - zrobiła zamyśloną minę i wpatrywała się w pustą przestrzeń gdzieś za mną.
- Z Australii. Moi rodzice mieszkali w New Castle. Tam się urodziłam i wychowałam - posłałam jej nieśmiały uśmiech i wróciłam do mojego naleśnika.
- Mieszkali? - podniosła brew i spojrzała na mnie w skupieniu.
- Tak. Od paru ładnych lat nie odzywali się do mnie. Zerwali ze mną wszelki kontakt - wzruszyłam ramionami a dziewczyna niecierpliwie poruszyła się na krześle, wprawiłam ją pewnie w zakłopotanie.
- Uhm. Dlaczego postanowiłaś się przeprowadzić? Australia to bardzo ładny kraj - dziewczyna spojrzała w moją stronę, po czym wróciła do swojego talerza.
- Tak nie zaprzeczę ale chciałam spełnić swoje marzenia. Być aktorką - zdobyłam się na uśmiech i zaczęłam kroić kolejny plaster naleśnika.
- To co się stało? - głos dziewczyny zadrżał nie wiedząc czy może oto spytać. Nie miałam jej tego za złe, ale to dla mnie jeszcze za wcześnie by otwierać się bardziej.
- Może kiedy indziej opowiem ci o tym - chrząknęłam i włożyłam sobie ciasto do ust.
- Przepraszam. Ja nie powinnam pytać cię o takie szczegóły... - przegryzła wargę a w jej oczach była widoczna panika.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało, tylko to trochę dla mnie za wcześnie - spojrzałam w jej stronę a w jej oczach malowała się ulga.
- Okey. Nie wracajmy do tego tematu. Jak smakowały ci naleśniki? - rozchmurzyła się i wzięła mój talerz do zmywarki.
- Były rewelacyjne. Zdradzisz mi przepis - uśmiechnęłam się ciepło i posprzątałam resztę ze stolika.
- Może kiedyś - zaśmiała się i wróciła po naczynia, które położyłam jej na kredensie.
- Co powiedziałabyś na zakupy za godzinę? - posłała mi swój firmowy uśmiech i zamknęła zmywarkę.
- To dobry pomysł czemu nie - zgodziłam się i chwyciłam ściereczkę, aby wytrzeć stolik.
- No to widzimy się za godzinę w salonie - zadeklarowała i już jej nie było.
 - Ok - rzuciłam i wyszłam z kuchni.
 Udałam się w stronę sypialni. Wchodząc po schodach dostrzegłam wzdłuż ściany wiszące fotografie Edwards i Malika. Wyglądali uroczo. Inne przedstawiały członków rodziny a inne pozostałej czwórki. Jedno zdjęcie zaciekawiło mnie najbardziej. Nie przedstawiało ani właścicieli tego domu a nikogo z ich rodziny. Na fotografii była uśmiechnięta dziewczyna a obok przytulający ją od tyłu chłopak. To był Harry. Oboje wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Ciekawe co się z nią stało.
 Wzruszyłam ramionami i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się na widok rozciągający się za oknem. Kim była ta dziewczyna i dlaczego nie ma jej przy nim. Wydawała się być sympatyczna tak samo jak Harry. Dlaczego jest taki? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. W sumie nie powinnam się do niego zbliżać a co dopiero o nim myśleć.
 Wstałam z łóżka i skierowałam swoje kroki w stronę szafy. Wyciągnęłam jakieś ubrania, które dostałam od Perrie. Zdecydowanie muszę coś kupić, tylko za czyje pieniądze. Na pewno nie moje. W życiu się jej nie odpłacę, co zrobiła dla mnie. Wzięłam prysznic i ubrałam wcześniej przygotowany komplet. Ubrałam trampki i zeszłam na dół. W holu czekała na mnie dziewczyna a gdy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się uśmiech
- Ok. No to jesteśmy już przygotowane. Gotowa? - spytała i poprawiła spadającą torebkę z ramienia.
- Gotowa - uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłyśmy w stronę drzwi.
  Zaglądam przez okno obserwując otaczający nas świat. Od zawsze lubiłam to robić, gdy potrzebowałam chwili spokoju. Blondynka śpiewała w takt muzyki płynącej z radia, na co czasami jej wtórowałam uśmiechem. Miała naprawdę piękny głos. Gdy poprosiła mnie abym do niej dołączyła zaprzeczyłam i więcej już nie gnębiła mnie tym pytaniem. Kiedyś lubiłam śpiewać ale tylko dla siebie, ponieważ wstydziłam się mojej barwy głosu, choć moja nauczycielka od muzyki zachwalała jak to mówiła ,,Mam słowiczy głos." Od muzyki wolałam grę aktorską, w której czułam się jak ryba w wodzie i nic oprócz udawania kogoś innego nic poza tym się nie liczyło. Wszystko zmieniło się od wyjazdu do Francji...
- Ej, żyjesz? - spytała Perrie machając mi ręką przed oczami - O czym tak rozmyślasz?
- O niczym ciekawym - uśmiechnęłam się pogodnie i podkręciłam głośniej muzykę - Lubię ten kawałek.
- Ja też uwielbiam Jasona Mraza - Perrie odwzajemniła gest i zaczęła wesoło kiwać głową na boki, po czym wybuchłyśmy śmiechem. ,,I'm yours'' towarzyszyło nam przez pozostałą drogę. Kiedy zaparkowałyśmy pod galerią. Odwróciła się w moją stronę i wysokim głosem oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu - zawyła i odpięła pas bezpieczeństwa.
- No to super - odpięłam swój i wysiadłam z samochodu.
- To co idziemy wykupić cały sklep? - zaszczebiotała i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Sklepy nadchodzimy! - odpowiedziałam i dołączyłam do niej, śmiejąc się na cały głos.

***********************************************************************************

 No i mamy piąty. Serio już piąty? Nie wierzę. Przepraszam was bardzo mocno, że dodaję dopiero po trzech tygodniach, ale na serio przeżywałam okres czarnej dziury, która zalęgła się w mojej głowie. Natalia nazwała to bezwennością i w pełni się z nią zgadzam. Zabrałam się za pisanie tego rozdziału od poniedziałku i nie wiem jak mi wyszedł. Sami oceńcie. Ja uważam że jest średni. Jak zauważycie wprowadziłam więcej opisu, co pewnie was ucieszy, ale chciałam wprowadzić was do odczuć bohaterów. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i proszę o komentarze, ponieważ wasze opinie są dla mnie świętością. Postaram się dodać szósty w sobotę, bo jestem wam to winna.   Pozostało mi tylko was gorąco uściskać i do zobaczenia pod następnym postem. Martha <3


  
                                                                 

piątek, 1 maja 2015

Libster Award

 Witajcie! To jeszcze nie rozdział ale już bliżej niż dalej. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie, bo chce jeszcze troszkę pożyć. Przepraszam, że was zawiodłam ale nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć, co dzieje się wokół mnie. Od powiadam na twoje pytania Michelle Styles ツ
 Pytania:
1. Masz jakiś cel w życiu?
2. Kto lub co wywołuje u Ciebie fale emocji?
3. Jak się czujesz, gdy czytasz komentarze pod rozdziałem?
4. Jakie uczucia chciałabyś wywoływać u czytelników Twojego bloga?
5. Jakie rodzaje opowiadań czytasz?
6. Która ze znanych osób jest dla Ciebie wzorem?
7. Którego z bohaterów (swojego lub czyjegoś opowiadania) porównałabyś do siebie? Jest w ogóle ktoś taki?
8. Masz swoje życiowe motto?
9. Planujesz przyszłość związaną z pisaniem?
10. Jakiej muzyki słuchasz?
11. Czy przez swoje opowiadanie starasz się coś przekazać? 
Moje odpowiedzi:
1. Moim głównym celem jest być szczęśliwą i cieszyć się życiem, aby patrząc w przeszłość,
 kiedy będę w jesieni mojego życia, niczego nie będę żałować.
2. Rzeczą, która wywołuje we mnie fale emocji jest One Direction. 
Są moim sensem życia i to oni dowartościowali mnie, sprawiając, że nie patrzę już na siebie z nienawiścią.
3. To jest fantastyczne uczucie, którego nie potrafię opisać słowami... serio brak mi słów. Jednak postaram się to przedstawić. Satysfakcja i miłość do Was :3
4. Hm różne... szczęście, radość, smutek, złość i strach o nowe jutro, bo niestety ale tak traktuje nas życie.
5. Hm najczęściej dramaty. Lubię wgłębiać się w odczucia bohaterów, doszukując się w nich jakiegoś przesłania.
6. Hm osobą, która jest dla mnie wzorem, to One Direction, ponieważ udowadniają nam, że jeśli mamy jakieś marzenia, wystarczy trochę samozaparcia i możemy je spełnić.
7. Bohaterem podobnym do mnie po części jest Tessa Young z ,,After" obie mamy obsesje na punkcie porządku i kontroli. Tak mało powiedziane :D
8. Idź do przodu, nie patrząc się na innych.
9. Nie planuję, chce po prostu przelać swoje przemyślenia na bloga.
10. Tu akurat ciężko określić. Mam gust eklektyczny, czyli słucham wszystkiego po trochę od klasyki, aż po rock :D
11. W moim opowiadaniu chciałabym przekazać wiele problemów dotyczących nas młodych ludzi oraz uczuia, które często skrywamy w sobie.


Moje pytania dla innych blogerów:
1. Co lubisz w sobie najbardziej?
2. Jaka rzecz najbardziej cię uszczęśliwia?
3.  Kto lub co było dla ciebie inspiracją do napisania opowiadania?
4. Jak poznałaś/eś One Direction?
5. Czy w jakimś stopniu twoje opowiadanie wpływa na twoje życie?
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
8. Jaka wartość jest dla ciebie najważniejsza i czym kierujesz się w życiu?
9. Ulubiony cytat?
10. Kto jest twoim ulubionym bohaterem literackim i czy macie jakieś wspólne cechy?
11. Jaka jest twoja ulubiona książka lub film?
12. Za co lubisz najbardziej swojego/czyjegoś bloga?

Nominowane blogi:

niedziela, 19 kwietnia 2015

Ważna wiadomość! :D

 To nie jest rozdział, ale informacja o rozdziale.
Wiem, że spodziewaliście się dziś go zobaczyć, jednak nie dam rady. Natłok nauki w liceum jest przerażający (jak nie wiesz na co zwalić winę, najlepiej na naukę :P). Ogrom sprawdzianów, które nagle wyrosły nie wiadomo skąd, teraz się pojawiły. dobra nie będę więcej gderać o nauce, bo się komuś nie dobrze zrobi. ;)
 Rozdział pojawi się za tydzień w niedzielę (wiem, wiem macie prawo mnie zabić). Mam nadzieję, że mnie rozumiecie, ponieważ tak jak ja macie blogi lub szkołę. Bardzo dziękuję za taką dużą ilość komentarzy a o wyświetleniach to ja już nie wspomnę. :O
Zachęcam do czytania i komentowania, kto jeszcze nic nie wpisał.
 Przepraszam was bardzo mocno, ale obiecuję, że będzie w następną niedzielę. Pozdrawiam i całuję, Martha







Jezu jak to pięknie brzmi ahhh :* <3


niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 4 Warning you

 **Zayn**

- Dlaczego tak wulgarnie odnosisz się do kobiet? Co na przykład zrobiła ci, ta dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy?- milczał- Zachowujesz się jak chuj odkąd zerwałeś z Samanthą.
- Nie poruszaj tego tematu- syknął a jego szczeka się naprężyła.
  Wiedziałem, że trafiłem go w czuły punkt. To co zrobiła Samantha jest nie wybaczalne ale to nie oznacza, by mścił się na innych dziewczynach. Musiałem wrócić do tego, bo tylko tak mógłby zmienić swoją postawę. Kamerzysta dał nam znak, że jesteśmy już na antenie. Redaktorka obróciła się w naszą stronę.
- Hej chłopaki. Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniliście?- obdarzyła nas promiennym uśmiechem
- Cześć- odpowiedzieliśmy wspólnie.
- Nigdy ale przenigdy nie mów więcej o Samancie- szepnął Harry.
- Hm oczywiście. Jednak przestań się nad sobą rozczulać i zacznij być miły dla innych- odpowiedziałem jadowicie- Samantha rzuciła cię tylko dlatego, że poświęcałeś jej za mało uwagi.
- Ostrzegam cię- Harry wstał i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Nie przestanę o tym gadać, dopóki nie przestaniesz być takim dupkiem- zrewanżowałem się, wstając z krzesła.
 W tym momencie Harry uderzył mnie prosto w twarz. Zachwiałem się do tyłu, jednak szybko złapałem równowagę. Loczek zmierzał w moim kierunku, kiedy szykował się do kolejnego uderzenia, zrobiłem unik i wymierzyłem mu cios w szczękę. Kobieta z programu krzyczała a Preston i James ruszyli, aby nas rozdzielić. Jeden z ochroniarzy odciągnął mnie, gdy chciałem ponowić swój atak. Próbowałem uspokoić oddech, przywracając się do logicznego myślenia. Dałem mu sygnał, że już jest ok ale i tak trzymał mnie, abym ochłonął. Paul wydzierał się, by wyłączyć tą kamerę, ponieważ wywiad przez cały czas leciał na żywo.
  Poczułem smak krwi na języku i przyłożyłem dłoń do nosa z którego płynęła krew.
- Trzymaj, to bardziej ci się przyda- Liam podał mi ręcznik i uśmiechnął się słabo- Nie trzeba było zaczynać tego tematu. Wiesz że Harry jest przewrażliwiony na punkcie Samanthy.
- Wiem ale wkurza mnie to, jak ordynarnie odnosi się do kobiet- odparłem smutno.
  Spojrzałem na Stylesa. Miał rozciętą brew i opuchniętą wargę, do której przykładał ręcznik. Podniósł na mnie wzrok i z powrotem spuścił w dół. Uśmiechnąłem się kpiąco lecz skrzywiłem się, kiedy poczułem nieprzyjemny ból w nosie.
  Paul przepraszał redaktorkę w naszym imieniu, próbując jakoś to wszystko naprawić. W końcu zrezygnowany zwrócił się w naszą stronę:
- Możecie iść. Na dziś to koniec. Wywiad przeprowadzimy jeszcze raz w następnym tygodniu, jak tylko się uspokoicie- ostatnie słowa były skierowane były do mnie i Harry'ego. Podniosłem na niego wzrok, lecz gdy spotkałem jego natychmiast odwróciłem się w inną stronę.
- Chłopaki co powiecie, gdybyśmy poszli na obiad- z nieśmiałą propozycją wyszedł Louis.
- Dobry pomysł- przytaknęli Liam, Niall i Harry przez co byłem zdziwiony, jednak nie skomentowałem tego i również się zgodziłem.

***

- Jak tamta dziewczyna się czuje, Zayn?- zapytał Liam od niechcenia po czym spojrzał na mnie.
- W porządku. Jak na razie rozmawia tylko z Perrie. Najwidoczniej ma jakiś głęboki uraz do mężczyzn- spojrzałem na Harry'ego, który uparcie wpatrywał się w talerz. 
 Cały obiad przebiegał w dość spiętej atmosferze. Wyszliśmy z restauracji a ja podszedłem do Harry'ego, ponieważ zaczęło tragać mną poczucie winy.
- Sory za tą wzmiankę o Samancie. Powinienem wiedzieć, że nie lubisz poruszać tego tematu ale chciałem po prostu zmienić twoje zachowanie względem kobiet. Rozumiesz o co mi chodzi?- spojrzałem na niego, lecz nie mogłem wyczytać z jego twarzy żadnych emocji.
- Taa rozumiem- odrzekł szorstko, patrząc przed siebie.
- Między nami okej?- zerknąłem na niego, wyczekując jego odpowiedzi.
- Okej- odetchnąłem z ulgą i więcej już nie odzywaliśmy się do siebie.
- Macie jakieś plany? Może wpadniecie do mnie. Pogramy i trochę się rozerwiemy- uśmiechnąłem się szeroko do wszystkich, zapominając o gościu, który był w moim domu.
- Jasne czemu nie- wszyscy przystali na moją propozycje, więc wsiedliśmy do vana, kierując się do mojego domu. Gdybym tylko wiedział, co stanie się później...

**Harry**

  Samochód wjechał na podjazd. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Weszliśmy do holu a w nim przywitała nas Perrie, która była nieco zdziwiona naszą obecnością. Poprosiła Zayna do kuchni pod pretekstem, że musi mu coś powiedzieć.
  Rozgościliśmy się w salonie a Niall i Louis kłócili się, kto pierwszy będzie grał na Fifie. Do pokoju wrócił Malik z Perrie. Oboje mieli zamyślony wyraz twarzy. Zayn usiadł pomiędzy nami a blondynka zapytała się czy chcemy się czegoś napić. Lou zażartował, że może podać coś w procentach, na co blondynka przewróciła oczami ale poszła do kuchni by wziąć parę piw z lodówki. 
  Do salonu weszła obca dziewczyna, kiedy spojrzała w naszą stronę, przeraziła się i szybkim krokiem skierowała się do kuchni. Perrie wróciła niosąc ze sobą pięć butelek piwa a za nią szła tajemnicza dziewczyna. 
- Dzięki Perrie jesteś wielka- Louis posłał jej wdzięczne spojrzenie, odbierając od niej butelkę.
- Nie ma za co- uśmiechnęła się i odwróciła w stronę dziewczyny- To jest Emily. 
  Wszyscy wstali i zaczęli pojedynczo podchodzić w stronę dziewczyny, aby się przywitać. Nie śmiało odzywała się krótkim cześć, czasami zdobywając się na uśmiech. Kiedy podszedłem do niej, spięła się, co było dla mnie dziwne.
- Cześć. Jestem Harry- posłałem jej promienny uśmiech a ona odwróciła wzrok. Co jest z nią nie tak?
- Czy to jest ta sama dziewczyna, którą znaleźliśmy przedwczoraj?- zapytał Liam, uśmiechając się uprzejmie w stronę Emily.
- Tak- Perrie potwierdziła, na co mój uśmiech momentalnie zszedł z twarzy. Odszedłem od niej i usiadłem na moim poprzednim miejscu. Obrzuciłem ją obojętnym wzrokiem i sięgnąłem po butelkę.
  Impreza, jeśli tak można ją nazwać powoli zaczęła się rozkręcać z każdą następną butelką piwa. Wszyscy byli już pijani oprócz Liama i Emily. Daddy stwierdził, że nie będzie pić, bo musi nas odwieźć. Ale idiota, przecież możemy tu nocować. Byłem w wyśmienitym humorze i wszystko bawiło mnie wokół. Na przykład ten żyrandol, który wesoło kiwał się na boki.
  Jakąś godzinę temu dziewczyna poszła na górę z Perrie, twierdząc, że źle się czuje. Kurwa a miałem z nią porozmawiać. Jest naprawdę ładna i bardzo mi się podoba. Dlatego muszę do niej zagadnąć, jak tylko wróci.
  Po jakimś kwadransie bezsensownych rozmów z Lou o życiu na marsie, dziewczyna zeszła na dół do kuchni. Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem za nią.
- Gdzie idziesz?- Zayn odwrócił się w moją stronę.
- Napić się soku- wydukałem, wychodząc z salonu.
  Wszedłem do kuchni, po drodze potykając się o moje nogi. Ale ta podłoga jest nierówna.  Dziewczyna stała oparta o blat, czekając aż woda w czajniku zagotuje się na herbatę. Podszedłem do niej i stanąłem na przeciwko.
- Hej piękna. Jesteś bardzo ładna- ruszyłem w jej stronę a ona zaczęła się cofać w głąb kuchni. Kiedy dotknęła plecami drzwi lodówki, cicho zaklnęła pod nosem. Zaśmiałem się i podszedłem bliżej. Objąłem ją i przycisnąłem do ściany.
- Podobasz mi się- wyszeptałem do jej ucha i zacząłem przesuwać ręką wzdłuż jej ciała- Jesteś taka seksowna.
 Na moją obecność spięła się a jej oddech przyśpieszył. Wyrywała się ale jedną dłonią ująłem jej ręce uniemożliwiając jej ucieczkę.
- Jesteś moja. Co powiesz na to, abyśmy się zabawili- zachichotałem i podsunąłem jej koszule nocną w górę. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem zastanawiając co może jeszcze zrobić. W pewnym momencie krzykneła głośno, na co szybko zakryłem jej usta dłonią. Kurwa.
- Tak chcesz się bawić- warknąłem w jej stronę, zacieśniając swój uścisk wokół jej nadgarstków.
- Harry? Co się tu dzieje?- odskoczyłem od niej, zerkając na intruza, który nam przeszkodził. Liam mierzył mnie wzrokiem, od czasu do czasu zerkając na Emily.

***********************************************************************************
Za wami czwarty rozdział. Przepraszam was. Wiem przyrzekałam, że dodam go w piątek, jednak wyszło inaczej. Muszę zmienić dzień dodawania rozdziałów na niedzielę. Nie złośccie się na mnie, jeśli dodam go w następny weekend ale to będzie oznaczać, że brak mi weny. Ten rozdział wyszedł mi średnio. Ocenę pozostawiam wam. Proszę o szczere komentarze, ponieważ liczę się z waszym zdaniem. Każdy kto czyta to opowiadanie jest zobowiązany zostawić po sobie komentarz. Pozostaje mi pożegnać się z wami do następnego. Pozdrawiam was i całuję, Mara :3

Komentarz = Mój uśmiech rośnie :D

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 3 We saved your life


Rozdział dedykuję Basi i Monice. Dziękuję :*
  **Zayn**

*Samochód wjechał na podjazd, na co wziąłem gwałtowny wdech. Boję się reakcji Perrie. Za pewne będzie mi wypominać, że znów dałem się wkręcić chłopakom. Jednak ma złote serce i może nie będzie mi robić wyrzutów?
Mark się zatrzymał i obdarzył mnie współczującym  spojrzeniem. On również wiedział, co zaraz się wydarzy. Zwróciłem się w stronę bezdomnej. Patrzyła na mnie wyczekująco, domagając się wyjaśnień.
- Jesteśmy na miejscu- uśmiechnąłem się do niej blado, po czym wysiadłem z samochodu.*
  Otworzyłem jej drzwi a ona minęła mnie w ciszy i zrobiła kilka kroków, po czym stanęła czekając na mnie. Skierowałem się w stronę werandy. Mój oddech przyśpieszył, nogi zaczęły mi się trząść a ręce pocić. Nie bój się Zayn, przecież nie robisz nic złego, tylko pomagasz innym. Wziąłem miarowy oddech i sięgnąłem po klucze i otworzyłem jej kolejne drzwi. Przeszła obok i spojrzała na mnie. Nie mogłem odczytać wyrazu jej twarzy, bo nie wyrażał niczego. Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją niedbale na haczyk. Weszliśmy do salonu. Kobieta rozglądała się po otoczeniu z uwagą a w jej oczach można było dostrzec zdziwienie i podziw.
- Rozgość się. To jest salon a tam kuchnia i jadalnia. Te drzwi na końcu korytarza to łazienka. Na górze jest moja i Perrie sypialnia, oraz wiele innych pokoi gościnnych z łazienkami - uśmiechnąłem się do niej ciepło, wskazując poszczególne pomieszczenia. Ruszyłem w  stronę kuchni wyciągając dwa kubki- Chcesz coś do picia?
 Nie odezwała się słowem i pokręciła przecząco głową. Usiadła delikatnie na kanapie, jakby bojąc się, że to jest sen, który zniknie jej sprzed oczu.Wróciłem do kuchni i zalałem herbatę.
  Kiedy wszedłem do salonu, nieznajoma bawiła się swoimi dłońmi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Postawiłem kubki na stoliku i usiadłem na przeciwko niej. Podniosła na mniej swój wzrok a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie musiałeś tego robić. Mogłeś mnie tam zostawić i nic by się nie stało- rzekła ściszonym głosem.
- Jak możesz tak mówić. Uratowaliśmy ci życie i ty jeszcze...- urwałem, gdy usłyszałem szczęk otwierającego się zamka.Wróciła.
- Już jestem. Matko ale jestem zmęczona. Nasz producent powinien nam dać w najbliższym czasie wolne- z holu dobiegł do nas zmęczony głos blondynki.
 Weszła do salonu i uśmiechnęła się w moją stronę, lecz gdy przeniosła swój wzrok na kobietę, momentalnie uśmiech znikł z jej twarzy. Spojrzała na mnie a w jej oczach widniały konsternacja i zdziwienie.
- Kto to jest i co ona tu robi? Od kiedy zapraszasz do naszego domu bezdomne pod moją nieobecność?- zasypała mnie pytaniami i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wyjaśnię ci wszystko ale chodźmy do kuchni- odpowiedziałem i ruszyłem energicznym krokiem w stronę Perrie i wyszliśmy z salonu.
- Więc?- założyła ręce na piersi i podniosła brwi, czekając na moją odpowiedź.
- Kiedy wyszliśmy z koncertu, mieliśmy w planach iść do klubu trochę się rozerwać. No i gdy przechodziliśmy koło jednej z mniejszych alejek, usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Pobiegliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy jak dwóch mężczyzn gwałci bezbronną kobietę. Odciągnęliśmy ich od niej i skopaliśmy im tyłek. Uciekli. Miała liczne siniaki na całym ciele i w dodatku oni pocieli ją nożem, bo stawiała im opór. W skrócie uratowaliśmy ją. Wyobraziłem sobie, że tam byłaś ty. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby to była prawda- ostatnie słowa wyszeptałem a z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy.
 Perrie podeszła do mnie i mocno się we mnie wtuliła. Ona też płakała. Nie wiem co by się stało, gdyby to ona byłaby na jej miejscu. Nie mogłem tak po prostu temu wszystkiemu się przyglądać i być na to obojętnym. Nie mogłem.
- Dobrze już wszystko rozumiem. Nie musisz mówić nic więcej. Postąpiłeś bardzo roztropnie. Przepraszam- chlipała w moje ramię a ja ścisnąłem ją mocno, dodając jej otuchy.
- Chodźmy. Nie możemy jej zostawić samej- pocałowałem ją i delikatnie wziąłem ją za rękę, prowadząc do salonu.
- Cześć mam na imię Perrie i jestem dziewczyną Zayna - uśmiechnęła się przyjacielsko w stronę kobiety ale tamta jej nie odpowiedziała.
- Do mnie też się nie odzywa- spojrzałem smutno na Perrie, odwróciła się do mnie i przekazała mi bezgłośnie ''Daj jej czas.'' Westchnąłem głęboko i poszedłem na górę.

**Perrie**
- Słuchaj. Zapewne potrzebujesz ubrań i kosmetyków. Zaraz ci przyniosę. - uśmiechnęłam się do niej promiennie i udałam się do naszej sypialni. Weszłam do pokoju ale Zayna nie było w środku. Pewnie poszedł wziąć prysznic. Podeszłam do szafki na ubrania i wyciągnęłam z niej ładny komplet nocny i
parę kosmetyków i ręcznik. Zeszłam na dół a nieznajoma rozglądała się po salonie. 
- Chodź pokażę ci twoją sypialnie- wstała i niepewnym krokiem szła w moją stronę, potykając się- Złap się mnie, bo widzę, że zaraz upadniesz.- wzięłam ją pod rękę i w wolnym tempie wspinałyśmy się po schodach. Gdy byłyśmy już u szczytu skręciłyśmy w lewo i podążałyśmy dalej korytarzem. Weszłyśmy do pierwszego pokoju. Lubiłam ten pokój ma taki niesamowity klimat. Zapaliłam światło i pomogłam jej usiąść na łóżku. Położyłam rzeczy obok niej. 
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to mnie zawołaj. Będę tu cały czas, na wszelki wypadek- uśmiechnęłam się do niej uprzejmie.
- Dzięki ale poradzę sobie - posłała mi mały uśmiech, wzięła swoje rzeczy i poszła do łazienki.
  Odetchnęłam z ulgą. Odezwała się do mnie. Nie sądziłam, że tak szybko się przełamie. Zdecydowanie widać, że ma urazę do ludzi, tylko pytanie dlaczego? 
 Zebrałam swoje myśli i postanowiłam zostać chwilę, aby zaścielić jej łóżko. Kiedy układałam poduszki do spania, wyszła z łazienki. Spojrzałam na nią a moja szczęka wylądowała z hukiem na podłogę. Przede mną stała nie wyższa ode mnie brunetka z długimi włosami i niebieskimi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba.
- Nie wierzę, to ty czy zamieniłaś się z jakąś dziewczyną, która jest w środku?- dla komizmu udawałam, że wychylam się ponad jej ramie, by kogoś zobaczyć, na co cicho zachichotała-Bardzo ładnie wyglądasz.
- Dziękuję- speszyła się a na jej usta wkradł się ledwie widoczny uśmiech.
- No dobra łóżko ci pościeliłam. Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytałam.
- Masz może plastry? Chciałam zakleić rany- odezwała się cichym głosem.
- Jasne są w łazience. Opatrzyć cię?- spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem- Spokojnie nic ci nie zrobię. Sama możesz nie dać rady- uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
  Dziewczyna toczyła ze sobą jakąś wewnętrzną walkę, jednak po paru minutach spojrzała na mnie i zgodziła się. Wzięłam z łazienki plastry i usiadłam koło niej na łóżku. Na moją obecność spięła się i przełknęła nerwowo ślinę. Pewnie dawno nie miała styczności z miłymi ludźmi. Nie chce jej o to pytać. Najwidoczniej jestem pierwszą osobą, której od dawna zaufała i nie mogę tego zepsuć. Podwinęła koszulę a moim oczom ukazały się liczne siniaki i nacięcia nożem. Jedne były świeże i ledwo zagojone a nie które stare i pociemniałe. Widok był przerażający. Zerknęłam na dziewczynę, zaczęła płakać. Przytuliłam się do niej i zaczęłam uspokajać.
- Ćśś, spokojnie. Tutaj będziesz bezpieczna. Nikt już ci nie zrobi krzywdy. Spokojnie.- bujałam się z nią w tył i w przód, dopóki nie przestała się trząść. Opatrzyłam jej rany, czasami odwracając wzrok. Dziewczyna podziękowała mi i tym razem to ona mnie przytuliła.
- Dobranoc. Miłej nocy ci życzę- wyszłam z pokoju i skierowałam się do mojej sypialni.

**Zayn**
- Dzień dobry, kochanie- przytuliłem Perrie i cmoknąłem ją w policzek.
- Dzień dobry śpiochu- uśmiechnęła się szeroko i upaćkała mój nos ciastem do naleśników.
- Ja śpiochem? Która jest godzina?- zmazałem ciasto i spojrzałem na nią zdziwiony.
- 10.30 a z tego, co pamiętam to masz wywiad o 11- wskazała na zegarek i odwróciła się w moją stronę.
  Jak to możliwe? Zaspałem? Przysiągłbym, że wczoraj nastawiałem budzik. Trudno teraz muszę się pospieszyć, jeśli nie chce dostać zrypy od Paula.
- Ziemia do Zayna. Czy ty w ogóle mnie słuchasz?- zaczęła machać mi ręką przed oczami, złapałem ją i ucałowałem, co zdziwiło moja narzeczoną.
- Zawsze- wyszczerzyłem zęby.
- Łajdak- uśmiechnęła się zadziornie- Spóźnisz się do pracy. Już powinieneś wychodzić.
- Pa. Na razie- wpiłem się w jej usta i szybko zmierzałem w kierunku wyjścia.
- Pa. Kocham cię- zawołała, kiedy drzwi się za mną zamknęły.
  Wsiadłem do mojego bmw i8 i szybko wyjechałem z podjazdu. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 10.40. Powinienem się wyrobić. Wyjechałem na główną drogę i przycisnąłem pedał gazu.
 Na miejscu byłem już po 15 minutach. Wszedłem szybko do budynku i popędziłem na górę, gdzie miał się odbyć wywiad. Podszedłem do recepcji biura. Za nim siedziała miła blondynka, która szybko poinstruowała mnie, jak dostać się pod wyznaczone miejsce. Spojrzałem odruchowo na zegarek miałem jeszcze trzy minuty. Znalazłem drzwi i zwartym krokiem wszedłem do środka. W pomieszczeniu byli już wszyscy chłopacy a ich twarze od razu skierowały się w moją stronę. Pięknie.
- Malik. Czy ty czasami odbierasz ten cholerny telefon?-ryknął na mnie Paul.
- Ja też się cieszę, że cie widzę. Wybacz ale zaspałem i najwidoczniej wyciszyłem telefon. Przepraszam- rzuciłem tylko i usiadłem na wolnym krześle.
- Wiedziałem, że tak będzie- Liam pokiwał smutno głową i przesłał mi słaby uśmiech.
- Jak tam twoja dziwka, Perrie już wie?- wyszczerzył się Harry.
- Mógłbyś się ogarnąć, przestań ją wyzywać od najgorszych!- zgromiłem go spojrzeniem, na co loczek tylko parsknął śmiechem.
- Chciałbyś.
- Wchodzicie za minutę- odezwał się głos z ekipy.
- Dlaczego tak wulgarnie odnosisz się do kobiet? Co na przykład zrobiła ci, ta dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy?- milczał- Zachowujesz się jak chuj odkąd zerwałeś z Samanthą.
- Nie poruszaj tego tematu- syknął a jego szczeka się naprężyła.
  Wiedziałem, że trafiłem go w czuły punkt. To co zrobiła Samantha jest nie wybaczalne ale to nie oznacza, by mścił się na innych dziewczynach...



******************************************************************************
No i jest trzeci rozdział. Jest trochę dłuższy od dwóch pozostałych ale mam nadzieję, że to was nie zniechęci i przeczytacie go. Muszę trochę tu natruć, cóż poradzić. Bardzo dziękuję wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem, co przyczyniło się do zwiększenia mojej motywacji i mam pomysły na dwa kolejne. Co najlepsze wena naszła mnie na angielskim. -Mrs Hano o czym pani tak marzy? - O niebieskich migdałach :D.No Marta wróć, bo odchodzisz od tematu. Chciałam was uprzedzić, że przez następne przynajmniej dwa rozdziały nie będzie fajerwerek itd. Dziękuję Basi i Monice bez was, wciąż tkwiłabym w martwym punkcie. Dziękuję :3 
Zapraszam do komentowania i do następnego. Pozdrawiam, Martha