wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 3 We saved your life


Rozdział dedykuję Basi i Monice. Dziękuję :*
  **Zayn**

*Samochód wjechał na podjazd, na co wziąłem gwałtowny wdech. Boję się reakcji Perrie. Za pewne będzie mi wypominać, że znów dałem się wkręcić chłopakom. Jednak ma złote serce i może nie będzie mi robić wyrzutów?
Mark się zatrzymał i obdarzył mnie współczującym  spojrzeniem. On również wiedział, co zaraz się wydarzy. Zwróciłem się w stronę bezdomnej. Patrzyła na mnie wyczekująco, domagając się wyjaśnień.
- Jesteśmy na miejscu- uśmiechnąłem się do niej blado, po czym wysiadłem z samochodu.*
  Otworzyłem jej drzwi a ona minęła mnie w ciszy i zrobiła kilka kroków, po czym stanęła czekając na mnie. Skierowałem się w stronę werandy. Mój oddech przyśpieszył, nogi zaczęły mi się trząść a ręce pocić. Nie bój się Zayn, przecież nie robisz nic złego, tylko pomagasz innym. Wziąłem miarowy oddech i sięgnąłem po klucze i otworzyłem jej kolejne drzwi. Przeszła obok i spojrzała na mnie. Nie mogłem odczytać wyrazu jej twarzy, bo nie wyrażał niczego. Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją niedbale na haczyk. Weszliśmy do salonu. Kobieta rozglądała się po otoczeniu z uwagą a w jej oczach można było dostrzec zdziwienie i podziw.
- Rozgość się. To jest salon a tam kuchnia i jadalnia. Te drzwi na końcu korytarza to łazienka. Na górze jest moja i Perrie sypialnia, oraz wiele innych pokoi gościnnych z łazienkami - uśmiechnąłem się do niej ciepło, wskazując poszczególne pomieszczenia. Ruszyłem w  stronę kuchni wyciągając dwa kubki- Chcesz coś do picia?
 Nie odezwała się słowem i pokręciła przecząco głową. Usiadła delikatnie na kanapie, jakby bojąc się, że to jest sen, który zniknie jej sprzed oczu.Wróciłem do kuchni i zalałem herbatę.
  Kiedy wszedłem do salonu, nieznajoma bawiła się swoimi dłońmi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Postawiłem kubki na stoliku i usiadłem na przeciwko niej. Podniosła na mniej swój wzrok a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie musiałeś tego robić. Mogłeś mnie tam zostawić i nic by się nie stało- rzekła ściszonym głosem.
- Jak możesz tak mówić. Uratowaliśmy ci życie i ty jeszcze...- urwałem, gdy usłyszałem szczęk otwierającego się zamka.Wróciła.
- Już jestem. Matko ale jestem zmęczona. Nasz producent powinien nam dać w najbliższym czasie wolne- z holu dobiegł do nas zmęczony głos blondynki.
 Weszła do salonu i uśmiechnęła się w moją stronę, lecz gdy przeniosła swój wzrok na kobietę, momentalnie uśmiech znikł z jej twarzy. Spojrzała na mnie a w jej oczach widniały konsternacja i zdziwienie.
- Kto to jest i co ona tu robi? Od kiedy zapraszasz do naszego domu bezdomne pod moją nieobecność?- zasypała mnie pytaniami i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wyjaśnię ci wszystko ale chodźmy do kuchni- odpowiedziałem i ruszyłem energicznym krokiem w stronę Perrie i wyszliśmy z salonu.
- Więc?- założyła ręce na piersi i podniosła brwi, czekając na moją odpowiedź.
- Kiedy wyszliśmy z koncertu, mieliśmy w planach iść do klubu trochę się rozerwać. No i gdy przechodziliśmy koło jednej z mniejszych alejek, usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Pobiegliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy jak dwóch mężczyzn gwałci bezbronną kobietę. Odciągnęliśmy ich od niej i skopaliśmy im tyłek. Uciekli. Miała liczne siniaki na całym ciele i w dodatku oni pocieli ją nożem, bo stawiała im opór. W skrócie uratowaliśmy ją. Wyobraziłem sobie, że tam byłaś ty. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby to była prawda- ostatnie słowa wyszeptałem a z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy.
 Perrie podeszła do mnie i mocno się we mnie wtuliła. Ona też płakała. Nie wiem co by się stało, gdyby to ona byłaby na jej miejscu. Nie mogłem tak po prostu temu wszystkiemu się przyglądać i być na to obojętnym. Nie mogłem.
- Dobrze już wszystko rozumiem. Nie musisz mówić nic więcej. Postąpiłeś bardzo roztropnie. Przepraszam- chlipała w moje ramię a ja ścisnąłem ją mocno, dodając jej otuchy.
- Chodźmy. Nie możemy jej zostawić samej- pocałowałem ją i delikatnie wziąłem ją za rękę, prowadząc do salonu.
- Cześć mam na imię Perrie i jestem dziewczyną Zayna - uśmiechnęła się przyjacielsko w stronę kobiety ale tamta jej nie odpowiedziała.
- Do mnie też się nie odzywa- spojrzałem smutno na Perrie, odwróciła się do mnie i przekazała mi bezgłośnie ''Daj jej czas.'' Westchnąłem głęboko i poszedłem na górę.

**Perrie**
- Słuchaj. Zapewne potrzebujesz ubrań i kosmetyków. Zaraz ci przyniosę. - uśmiechnęłam się do niej promiennie i udałam się do naszej sypialni. Weszłam do pokoju ale Zayna nie było w środku. Pewnie poszedł wziąć prysznic. Podeszłam do szafki na ubrania i wyciągnęłam z niej ładny komplet nocny i
parę kosmetyków i ręcznik. Zeszłam na dół a nieznajoma rozglądała się po salonie. 
- Chodź pokażę ci twoją sypialnie- wstała i niepewnym krokiem szła w moją stronę, potykając się- Złap się mnie, bo widzę, że zaraz upadniesz.- wzięłam ją pod rękę i w wolnym tempie wspinałyśmy się po schodach. Gdy byłyśmy już u szczytu skręciłyśmy w lewo i podążałyśmy dalej korytarzem. Weszłyśmy do pierwszego pokoju. Lubiłam ten pokój ma taki niesamowity klimat. Zapaliłam światło i pomogłam jej usiąść na łóżku. Położyłam rzeczy obok niej. 
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to mnie zawołaj. Będę tu cały czas, na wszelki wypadek- uśmiechnęłam się do niej uprzejmie.
- Dzięki ale poradzę sobie - posłała mi mały uśmiech, wzięła swoje rzeczy i poszła do łazienki.
  Odetchnęłam z ulgą. Odezwała się do mnie. Nie sądziłam, że tak szybko się przełamie. Zdecydowanie widać, że ma urazę do ludzi, tylko pytanie dlaczego? 
 Zebrałam swoje myśli i postanowiłam zostać chwilę, aby zaścielić jej łóżko. Kiedy układałam poduszki do spania, wyszła z łazienki. Spojrzałam na nią a moja szczęka wylądowała z hukiem na podłogę. Przede mną stała nie wyższa ode mnie brunetka z długimi włosami i niebieskimi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba.
- Nie wierzę, to ty czy zamieniłaś się z jakąś dziewczyną, która jest w środku?- dla komizmu udawałam, że wychylam się ponad jej ramie, by kogoś zobaczyć, na co cicho zachichotała-Bardzo ładnie wyglądasz.
- Dziękuję- speszyła się a na jej usta wkradł się ledwie widoczny uśmiech.
- No dobra łóżko ci pościeliłam. Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytałam.
- Masz może plastry? Chciałam zakleić rany- odezwała się cichym głosem.
- Jasne są w łazience. Opatrzyć cię?- spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem- Spokojnie nic ci nie zrobię. Sama możesz nie dać rady- uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
  Dziewczyna toczyła ze sobą jakąś wewnętrzną walkę, jednak po paru minutach spojrzała na mnie i zgodziła się. Wzięłam z łazienki plastry i usiadłam koło niej na łóżku. Na moją obecność spięła się i przełknęła nerwowo ślinę. Pewnie dawno nie miała styczności z miłymi ludźmi. Nie chce jej o to pytać. Najwidoczniej jestem pierwszą osobą, której od dawna zaufała i nie mogę tego zepsuć. Podwinęła koszulę a moim oczom ukazały się liczne siniaki i nacięcia nożem. Jedne były świeże i ledwo zagojone a nie które stare i pociemniałe. Widok był przerażający. Zerknęłam na dziewczynę, zaczęła płakać. Przytuliłam się do niej i zaczęłam uspokajać.
- Ćśś, spokojnie. Tutaj będziesz bezpieczna. Nikt już ci nie zrobi krzywdy. Spokojnie.- bujałam się z nią w tył i w przód, dopóki nie przestała się trząść. Opatrzyłam jej rany, czasami odwracając wzrok. Dziewczyna podziękowała mi i tym razem to ona mnie przytuliła.
- Dobranoc. Miłej nocy ci życzę- wyszłam z pokoju i skierowałam się do mojej sypialni.

**Zayn**
- Dzień dobry, kochanie- przytuliłem Perrie i cmoknąłem ją w policzek.
- Dzień dobry śpiochu- uśmiechnęła się szeroko i upaćkała mój nos ciastem do naleśników.
- Ja śpiochem? Która jest godzina?- zmazałem ciasto i spojrzałem na nią zdziwiony.
- 10.30 a z tego, co pamiętam to masz wywiad o 11- wskazała na zegarek i odwróciła się w moją stronę.
  Jak to możliwe? Zaspałem? Przysiągłbym, że wczoraj nastawiałem budzik. Trudno teraz muszę się pospieszyć, jeśli nie chce dostać zrypy od Paula.
- Ziemia do Zayna. Czy ty w ogóle mnie słuchasz?- zaczęła machać mi ręką przed oczami, złapałem ją i ucałowałem, co zdziwiło moja narzeczoną.
- Zawsze- wyszczerzyłem zęby.
- Łajdak- uśmiechnęła się zadziornie- Spóźnisz się do pracy. Już powinieneś wychodzić.
- Pa. Na razie- wpiłem się w jej usta i szybko zmierzałem w kierunku wyjścia.
- Pa. Kocham cię- zawołała, kiedy drzwi się za mną zamknęły.
  Wsiadłem do mojego bmw i8 i szybko wyjechałem z podjazdu. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 10.40. Powinienem się wyrobić. Wyjechałem na główną drogę i przycisnąłem pedał gazu.
 Na miejscu byłem już po 15 minutach. Wszedłem szybko do budynku i popędziłem na górę, gdzie miał się odbyć wywiad. Podszedłem do recepcji biura. Za nim siedziała miła blondynka, która szybko poinstruowała mnie, jak dostać się pod wyznaczone miejsce. Spojrzałem odruchowo na zegarek miałem jeszcze trzy minuty. Znalazłem drzwi i zwartym krokiem wszedłem do środka. W pomieszczeniu byli już wszyscy chłopacy a ich twarze od razu skierowały się w moją stronę. Pięknie.
- Malik. Czy ty czasami odbierasz ten cholerny telefon?-ryknął na mnie Paul.
- Ja też się cieszę, że cie widzę. Wybacz ale zaspałem i najwidoczniej wyciszyłem telefon. Przepraszam- rzuciłem tylko i usiadłem na wolnym krześle.
- Wiedziałem, że tak będzie- Liam pokiwał smutno głową i przesłał mi słaby uśmiech.
- Jak tam twoja dziwka, Perrie już wie?- wyszczerzył się Harry.
- Mógłbyś się ogarnąć, przestań ją wyzywać od najgorszych!- zgromiłem go spojrzeniem, na co loczek tylko parsknął śmiechem.
- Chciałbyś.
- Wchodzicie za minutę- odezwał się głos z ekipy.
- Dlaczego tak wulgarnie odnosisz się do kobiet? Co na przykład zrobiła ci, ta dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy?- milczał- Zachowujesz się jak chuj odkąd zerwałeś z Samanthą.
- Nie poruszaj tego tematu- syknął a jego szczeka się naprężyła.
  Wiedziałem, że trafiłem go w czuły punkt. To co zrobiła Samantha jest nie wybaczalne ale to nie oznacza, by mścił się na innych dziewczynach...



******************************************************************************
No i jest trzeci rozdział. Jest trochę dłuższy od dwóch pozostałych ale mam nadzieję, że to was nie zniechęci i przeczytacie go. Muszę trochę tu natruć, cóż poradzić. Bardzo dziękuję wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem, co przyczyniło się do zwiększenia mojej motywacji i mam pomysły na dwa kolejne. Co najlepsze wena naszła mnie na angielskim. -Mrs Hano o czym pani tak marzy? - O niebieskich migdałach :D.No Marta wróć, bo odchodzisz od tematu. Chciałam was uprzedzić, że przez następne przynajmniej dwa rozdziały nie będzie fajerwerek itd. Dziękuję Basi i Monice bez was, wciąż tkwiłabym w martwym punkcie. Dziękuję :3 
Zapraszam do komentowania i do następnego. Pozdrawiam, Martha


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 2 I take her in my home

 **Harry**


*Skupiłem swój wzrok na workach na śmieci i stercie ubrań. Poruszyła się.*
 - O kuźwa.- wyrwało się Louisowi
  Wszyscy stali jak oniemiali. To normalne, że bezdomni pałętają się na ulicach. Najgorsze jest to, że tego plebsu do końca nie można wyeliminować. Dlaczego?
   Jako pierwszy do porządku przywołał się Liam. Podszedł do tej osoby i odkrył jej koc. Była to jakaś kobieta. Nie mogłem stwierdzić ile ma lat, przez jej zabrudzoną twarz. Stare ubrania zakrywały jej ciało a od niej samej unosił się nieprzyjemny zapach.
- Wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony Liam
- Zostaw mnie.- syknęła a jej oczy wyrażały strach
- Uważaj, bo jeszcze cie oskubie i nawet nie będziesz wiedział kiedy. - uśmiechnąłem się kpiąco.
 Liam zignorował moją uwagę i odwrócił się z powrotem do bezdomnej. Idiota.
- Potrzebujesz czegoś, jakiegoś koca czy coś?- odezwał się Zayn, który nagle odnalazł język w gębie. Aha kółko dobroczyńców nam się powiększa. Jak oni mogą być tacy naiwni? Od razu widać, że chce nas okraść. W sumie to nawet kijem bym jej nie tknął. No ale cóż widać, że brakowało im heroizmu.
- Nic mi nie trzeba. Spadajcie stąd.- obrzuciła nas złowrogim spojrzeniem
- Posłuchaj. Chcemy ci pomóc. - Niall posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech
-Whoaw. Dobra spadam z tego kółka misjonarskiego. Jak nie chce pomocy to odwalcie się od niej. Ja stąd idę.- rzuciłem na odchodne i skierowałem się w stronę latarni
  Co za debile. Jak można być tak bezmyślnym? Najwidoczniej muszą się sami przekonać, jacy są ludzie z ulicy. Ja w prawdzie ich nie znałem, ale na pewno nie można im ufać. Za to ci idioci sami chcą się o tym przekonać. Spoglądałem na ulicę, którą szliśmy. Była pusta. Co jakiś czas przejeżdżał  samochód.
  Usłyszałem hałas. Spojrzałem w stronę uliczki i zobaczyłem wyłaniającą się z niej pozostałą czwórkę. Wszyscy mieli spuszczone głowy i szeptali coś do siebie.
- Co nie podziałał na nią wasz urok osobisty?- zadrwiłem
-Przymknij się Harry.- Zayn zmierzył mnie wzrokiem
Ruszyliśmy przed siebie. Gdy byliśmy w połowie, by skręcić w następną ulicę, usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk kobiety. Chłopaki ruszyli biegiem a ja zwartym krokiem ruszyłem za nimi. Kiedy dotarłem na miejsce, Zayn i Louis okładali jakiś typów a Liam z Niallem pochylali się nad kobietą, którą niedawno mijaliśmy. Mężczyźni, którzy napadli na nią podnosili się powoli na nogi. Zerknęli w naszą stronę i zaczęli wycofywać się w głąb bloków. Rzuciłem okiem na kobietę. Oprócz ubrań, które teraz były doszczętnie zniszczone, gdzie nie gdzie sączyła się świeża krew.
 - Musimy ją zabrać do szpitala. Jest ranna.- Zayn podniósł bezwładne ciało kobiety. 
- Szpital. Nie, proszę. Nic mi nie jest, naprawdę.- kobieta wyszeptała kilka słów, patrząc się na nas przerażonym wzrokiem
- Czy was wszystkich do końca już porąbało?- warknąłem
- Harry uspokój się. Chcemy jej tylko pomóc, jeśli zostanie tu na noc, to być może wykrwawi się na śmierć! Uwierz mi a nie chcę jej mieć na sumieniu! Nie wiem jak ty!- ostatnie słowa Niall wykrzyczał mi prosto w twarz
- Jak mam być spokojny! Chcecie ją zabrać ze sobą a nie pomyśleliście, co z tego wyniknie?- zapytałem zirytowany z trudem, łapiąc oddech- Dobra jak chcecie, ale nie chce mieć z tym nic wspólnego!
- Świetnie. Lou zadzwoń po Marka. Musimy się stąd jakoś zabrać. - rzucił zmęczonym głosem Liam
- Jasne. - Lou wyciągnął telefon i wykręcił numer
  Zerknąłem na Malika. Bezdomna leżała w ramionach Zayna a po jej ciele przechodziły dreszcze. Nie odzywała się do nas słowem. Za to jej spojrzenie było przesycone panicznym strachem. Bała się nas. Może i słusznie. Ciekawe co to banda debili jeszcze wymyśli.
  Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos samochodu. Wyjechał z sąsiedniej ulicy i zmierzał w nasza stronę. Kiedy znalazł się obok nas, pospiesznie wsiadłem na miejsce z przodu. Nie miałem zamiaru siedzieć obok niej. Niedoczekanie.
  Wszyscy zapakowali się do pojazdu a on ruszył z piskiem opon. Mark spojrzał na mnie z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy. Pokiwałem przecząco głową i odwróciłem się w stronę szyby.
- Słuchajcie. Kto może ją przenocować? Tak właściwie to jak się pani nazywa?- nie odpowiedziała- Więc?- Liam podniósł brwi, zerkając na nas po kolei.
- Louis?
- Stary nie mogę. El mnie zabije jak wprowadzę jakąkolwiek kobietę do domu. Wiesz jaka jest. - jęknął zrozpaczony
- No dobra, a ty Niall?- spojrzał na blondyna
-Wykluczone. Moi rodzice są w domu. To nie możliwe.- wykręcał się Irlandczyk
- Zayn?
- Nie wiem czy Perrie się zgodzi, przyjąć kogoś obcego pod dach? Ty nie możesz?- spojrzał na Liama
- Nie, Nie mogę, bo Sophia zabroniła zapraszać do domu kogokolwiek z zewnątrz, po naszej ostatniej imprezie.- prychnąłem na to wspomnienie.To była dość tłoczna impreza, która skończyła się, no cóż burdelem w domu Daddiego.- Może ty Harry, przecież z nikim nie mieszkasz.- uśmiechnął się do mnie przebiegle
- Powaliło cie już do końca! Nie wezmę tej szmaty pod swój dach!- zgromił mnie spojrzeniem, na co przewróciłem oczami i odwróciłem się do nich tyłem
- Dobra. Uspokój się. - oznajmił Liam
- Okej, jak nikt nie chce jej wziąć, to zabiorę ją do siebie. Wytłumaczę to jakoś Perrie.- zaofiarował się mulat. Panie i panowie bohater dzisiejszego dnia.
- No to uzgodnione. Wysiądziesz z Malikiem. Tym chłopakiem w czarnych włosach- poinstruował kobietę a ta obdarzyła go smutnym spojrzeniem. Malik głęboko westchnął.
  Gdy przejeżdżaliśmy koło Rose Street, nakazałem Markowi, aby się zatrzymał. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem drzwi. Pochyliłem się jeszcze nad oknem i rzuciłem w stronę Zayna:
-Tylko uważaj na nią.- uśmiechnąłem się ironicznie i ruszyłem w stronę mojego domu.
  Noc była mroźna. Na ulicy panowała zupełna cisza. Schowałem ręce do kieszeni, bo ujemna temperatura zaczęła mi doskwierać. Szedłem zwartym krokiem, chcąc jak najszybciej dostać się do domu.
  Gdy skręciłem w moją ulicę, wszystkie światła zgasły. Spojrzałem na mój dom, koło niego kręcili się fotoreporterzy. Cudownie, jeszcze ich mi do życia potrzeba. Przyśpieszyłem kroku, zwracając na siebie uwagę. Ruszyli w moją stronę i w ułamku sekundy znaleźli się obok mnie. Zadawali mi wiele krępujących pytań.
- Spieprzajcie stąd. Nic wam nie powiem.- burknąłem, przepychając się między nimi
  Gonili mnie, aż do wejścia willi. Kiedy zamknąłem drzwi, odetchnąłem z ulgą. Nareszcie w domu.
Ruszyłem w stronę mojego salonu. Podszedłem do barku i wyciągnąłem z niej szkocką. Wróciłem się do kanapy. Sięgnąłem po stojącą na stoliku szklankę i nalałem sobie whisky. Przechyliłem jej zawartość i ponownie ją napełniłem. Podniosłem szklankę do ust.
- Tęskniłaś? - uśmiechnąłem się i opróżniłem ją do dna. Potem następne, aż straciłem rachubę i zapadłem w głęboki sen.

**Zayn**

  W samochodzie zostałem ja, Mark i ta biedna kobieta. Bardzo jej współczułem. Widać, że bardzo dużo przeszła a z pewnością więcej niż każdy z nas. Nie rozumiałem Harry'ego. Jak można być takim dupkiem? Nie zawsze taki był. Kiedyś uwielbiał i adorował każdą kobietę spotkaną na ulicy. Teraz, to nie ten sam człowiek. Od dwóch lat zmienił się diametralnie...
 Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Nieznajoma czasami spoglądała w moja stronę, jednak nie odzywała się słowem. Wcześniej w jej oczach można było dostrzec przerażenie i złość. Teraz malował się w nich strach. Wyjrzałem za okno. Rozpoznałem ulicę i przeraziłem się. Zaraz będziemy na miejscu.
 Samochód wjechał na podjazd, na co wziąłem gwałtowny wdech. Boję się reakcji Perrie. Za pewne będzie mi wypominać, że znów dałem się wkręcić chłopakom. Jednak ma złote serce i może nie będzie mi robić wyrzutów. Mark się zatrzymał i obdarzył mnie współczującym  spojrzeniem. On również wiedział, co zaraz się wydarzy. Zwróciłem się w stronę bezdomnej. Patrzyła na mnie wyczekująco, domagając się wyjaśnień.
-Jesteśmy na miejscu.- uśmiechnąłem się do niej blado, po czym wysiadłem z samochodu.



*********************************************************************************
No dobra no to mamy drugi rozdział. Przepraszam was bardzo mocno, że nie pojawił się w piątek ale w ostatniej chwili zmieniłam bieg zdarzeń. Ogólnie z tego rozdziału jestem średnio zadowolona, jednak to wam pozostawię opinie. Mam nadzieję, że poprawię się w następnych rozdziałach. :/ Proszę was o komentarze tutaj, bo to daje mi potężnego kopa do pisania. Następny pojawi się w prawidłowym terminie, więc do piątku. Martha




 

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 1 Who did say it?

**Harry**

  Koncert nareszcie dobiegł końca. Dźwięk tysiąca głosów, wciąż szumiał mi w uszach. Na początku naszej kariery sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. Teraz już trochę irytowało. Skierowaliśmy się do garderoby. Liam i Niall wciąż podśpiewywali fragmenty piosenek. Tym czasem Louis jak zawsze był sobą i odstawiał dziwne akrobacje. Zaśmiałem się i pokręciłem głową z dezaprobatą na to przedstawienie, które rozgrywało się przede mną. Weszliśmy do pomieszczenia a moim oczom ukazała się grupa ludzi, odpowiadająca za nasz występ. Niechętnie uścisnąłem każda osobę, obdarowując ją wymuszonym uśmiechem. Jedyne o czym myślałem to tylko znaleźć się w łóżku i zapaść w głęboki sen.
  Nagle do moich uszu dobiegł dziwny wrzask. Skierowałem swoje spojrzenie w stronę tego hałasu. Louis leżał na podłodze pośród rozwalonego jedzenia a Niall teatralnie okładał go rekami. Liam z Zaynem starali się odciągnąć blondyna, ale na próżno. Kiedy byli na prawdę blisko pochwycenia go, ten wyrwał się im i zdwojoną siłą natarł na Lou. Niall zaczął się drzeć na całe gardło, że musi zabić gada, który zjadł jego muffinkę. Co na to obsługa? Nic, tylko śmiała się do rozpuku, lecz gdy Irlandczyk sięgnął po banana, by okładać zdrajce, Paul i Preston zainterweniowali, odciągając niedoszłych bokserów. Westchnąłem i zacząłem przebierać się w czyste ubrania. ,,Jak dzieci, po prostu jak dzieci."
  Kiedy wszyscy byli już spakowani, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia, gdy nagle zatrzymał nas Liam.
- Co powiecie, gdybyśmy teraz wybrali się na imprezę?- zapytał.
- Hm. Dobry pomysł, czemu nie.- uśmiechnął się Zayn.
- Tak. Ja się zgadzam.- przytaknął Lou.
- Ja również.- Niall też.
- Harry?- spojrzeli na mnie pytająco.
- Nie wiem. Jakoś nie mam ochoty.- zacząłem się wykręcać.
- No weź. Rozerwiesz się trochę. Będą tam dziewczyny.- kusił mnie Zayn.
- Dobra niech wam będzie.- prychnąłem.
- Panowie czas się rozerwać!- wydarł się na cały głos Louis. Debil.
  Gdy wyszliśmy tylko z hali tylnymi drzwiami, uderzyło nas chłodne letnie powietrze. Na parkingu nie było nikogo, lecz ze wszystkich stron docierały do nas krzyki naszych wielbicielek. Świetnie. Jeszce brakuje nam tylko rozwrzeszczanych fanek. Ostrożnie weszliśmy w pierwszą małą uliczkę, prowadzącą w stronę naszego klubu. Wyszliśmy na ulice na której było zupełnie pusto. Kiedy przechodziliśmy koło Oxford Gardens, skręciliśmy w jakąś alejkę. Szliśmy w ciszy, mijając kolejne ulice Londynu. Skręciliśmy na Park Street. Przed nami rozbłysnął flesz. Potem kolejny i jeszcze jeden. ,,Genialnie''- pomyślałem. Spojrzałem na chłopaków, oni też nie wydawali się być szczęśliwi z obecności paparazzi. Przed nami już uformowała się mała grupa typów z aparatami.
- Kurwa. Skąd się oni tu wzięli?-  Lou zapytał, ale nikt nie fatygował się odpowiedzieć. Odpowiedź była jasna. Śledzili nas. Proste.
- Rozdzielamy się. Spotkamy się na Ruby Street. Zrozumiano?- przytaknąłem na słowa Liama i już nas nie było. Biegłem jak najszybciej, by zgubić tych idiotów. Czasami  skręcałem w mniejsze uliczki, których nazw nie pamiętałem. Spojrzałem za siebie. Za mną biegło jeszcze dwóch reporterów. Skręciłem znowu tym razem w prawo a przede mną było jakieś niskie może na 2m ogrodzenie zastawione wieloma drewnianymi skrzynkami. Kopnąłem stos, który od razu zrobił zamieszanie. Zerknąłem na ogrodzenie i prychnąłem z ironią. ,,Dam radę''.  Wdrapałem się i przeskoczyłem je. Odwróciłem się w stronę moich prześladowców. Cali z zziajani lawirowali między szczątkami kartonów.
- Harry, gdzie się tak śpieszysz? Porozmawiaj z nami.- uśmiechnął się do mnie fałszywie jeden z nich i szukał aparatu, który wisiał na jego szyi. Uśmiechnąłem się do niego drwiąco i wystawiłem środkowy palec. Pobiegłem dalej. Miałem w dupie, że to będzie w prasie. Już widzę nagłówki gazet. ,,Harry atakuje reportera", ,,Harry Styles pokazuje wyzywający gest". Za pewne jak się dowie o tym Paul będzie niezmiernie szczęśliwy. Nie obchodziło mnie to. Nikt mnie już za bardzo nie obchodził.
 Odrzuciłem kłębiące się myśli w mojej głowie i zerknąłem w tył. Nikogo nie było. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem swobodnym krokiem na wyznaczone miejsce zbiórki. Gdy wyszedłem na Ruby Street, zauważyłem znane mi sylwetki trzech mężczyzn. Podszedłem bliżej i stanąłem w grupce.
- Został tylko jeszcze jeden.- Liam odetchnął z namacalną ulgą.
Spojrzałem na chłopaków byli zmęczeni i walczyli o oddech tak samo jak ja. Brakowało tylko Nialla.
  Nagle rozległ się niezły huk. Wszyscy czterej spojrzeliśmy w lewo. Metalowe kubły, które jeszcze przed chwilą były uporządkowane, teraz leżały w chaosie. Mężczyzna starał się złapać równowagę. Spojrzał w naszym kierunku i uśmiechnął się. Od razu go rozpoznałem. Niall wciąż chwiejnym krokiem ruszył w naszą stronę. Gdy stanął obok, moje oczy od razu się rozszerzyły na jego widok. Miał ubrania całe w strzępach a gdzie nie gdzie można było zobaczyć ślady podrapania. To z całą pewnością nie byli fotoreporterzy.
- Stary co ci się stało?- zapytał przerażony Zayn.
Niall tylko uśmiechnął się i powiedział:
- To tylko nasze kochane fanki.
- Ja pierdole.- skomentował Louis.- Pewnie całe stado.
- Taa. Mała grupka dziewczyn. Pewnie wracały z naszego koncertu.- zaśmiał się i oderwał zwisający bezwładnie koniec rękawa jego koszulki.
- Dobra. Spadamy.- rzucił sucho Liam i kierowaliśmy się za naszym przewodnikiem.
  Szliśmy między ciasnymi ulicami Londynu. Od czasu do czasu skręcając w mniejsze uliczki. Weszliśmy w jakąś ciasną alejkę, na której skraju rozświetlała ją latarnia. Wewnątrz było ciemno i śmierdziało rozkładającymi się śmieciami. Zasłoniłem ręką nos, bo odór był okropny. Szliśmy przez uliczkę a ja starałem się nie wdepnąć w podejrzane kałuże. Byliśmy już prawie w połowie, gdy niespodziewanie Zayn potknął się i przewrócił. Liam pomógł mu wstać, na co mulat rzucał ostrymi przekleństwami.
- Uważaj cioto jak idziesz.- odezwał się głos. Zayn rzucił nam wściekłe spojrzenie, za tę cięta ripostę.
- Kto to powiedział?- zapytał zirytowany. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni i pokręciliśmy głowami. Zmarszczyłem brwi i rzuciłem okiem na miejsce, w którym się przewrócił. Były tam tylko worki na śmieci i jakiś stos szmat.
- Potknąłeś się o worki ze śmieciami.- odpowiedziałem oschle i wzruszyłem ramionami.
- Cholerne pijaki. Nawet nie widzą jak lezą.- znowu usłyszeliśmy głos.
Skupiłem swój wzrok na workach na śmieci i stercie ubrań. Poruszyła się.


************************************************************************************
Witajcie! Oto pierwszy rozdział do mojego opowiadania. Mam nadzieję, że was zainteresuje :) Czytasz = komentujesz
Martha