poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 6 Front


Z dedykacją dla wszystkich czytelników. ;)

**Emily**

 Kiedy zaparkowałyśmy pod galerią. Odwróciła się w moją stronę i wysokim głosem oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu.
- No to super - odpięłam swój pas i wysiadłam z samochodu.
- To co idziemy wykupić cały sklep? - zaszczebiotała i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Sklepy nadchodzimy! - odpowiedziałam i dołączyłam do niej, śmiejąc się na cały głos.
  Gdy weszłyśmy do centrum uderzył nas widok wielu kłębiących się ludzi we wszystkie strony. Spacerujące starsze kobiety w grupkach, młode matki biegające ze swoimi pociechami, nastolatki buszujące wśród sklepowych półek i flirtujące z młodymi chłopakami. To wszystko zbierało się na jeden widok, jaki otaczał mnie z każdej strony. Dawno nie byłam wśród tylu ludzi i w jednej chwili to mnie stłamsiło.
 Cofnęłam się o krok a potem o jeszcze jeden. Perrie odwróciła się moją stronę a na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Co się dzieje? Wszystko ok? - patrzyła na mnie zaniepokojoną miną.
- Ja... muszę wyjść. Nie dam rady - zaczęłam się dukać i spojrzałam w dół.
- Chcesz wyjść? - spytała a w jej głosie pobrzmiewała troska.
Pokiwałam głową i odwróciłam się w stronę do wyjścia. Dla mnie to jest za wiele. Zbyt wiele ludzi w jednym miejscu. Masz wrażenie, że wszyscy patrzą się na ciebie i wydaje ci się, że mówią: To ta dziewczyna a w ich oczach można dostrzec niechęć a nawet odrazę. To wszystko dzieje się za szybko. Zbyt szybko dla mnie.
   Wyszłam na parking galerii handlowej a blondynka dotrzymywała mi kroku. Kiedy stanęłam przed srebrnym jeepem Perrie, odetchnęłam z ulgą.
- Już wszystko ok? - zapytała a jej wzrok badał każdy milimetr mojej twarzy.
- Tak. Dzięki. Tylko... może to dziwnie zabrzmi ale boję się tego tłumu. Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą - wzruszyłam ramionami.
 - Nie martw się. Tylko ci się tak wydaje - posłała mi pokrzepiający uśmiech a w jej oczach można było dostrzec zrozumienie.
 Nie chcę być ofiarą, aby ktoś okazywał mi litość. Muszę przestać żyć przeszłością, bo to prowadzi mnie donikąd. Musisz być silna Emily i stawić temu czoła.
- Może wrócimy tu za tydzień - stwierdziła z troską.
- Nie mogę ci odebrać przyjemności z zakupów. Chodźmy - spojrzałam na nią hardo, zmuszając się do uśmiechu.
- Jesteś pewna? - nie, jednak tego ci nie powiem.
- Jestem pewna - kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę galerii.
   Za sobą usłyszałam tylko głębokie westchnięcie i stukot obcasów. Kiedy weszłyśmy do centrum, nic się nie zmieniło. Wszystko wydawało się być niezmienne i niezachwiane. Masa ludzi biegająca we wszystkie strony, by kupić swoja upragnioną rzecz. Może z tego wszystkiego zmieniłam się tylko ja. Dziewczyna, która musi ubrać maskę by przejść przez ten cały koszmar, który wraca za każdym razem...
 ***

   Chodziłyśmy od sklepu do sklepu nie pomijając ani jednego, co doprowadziłoby moją towarzyszkę do szaleństwa. Nie mogłam się na dziwić jej postawy wobec ekspedientek i innej klienteli. Była dla wszystkich miła i wyrozumiała, kto chciał poprosić ją o autograf. Szczerze. Zazdrościłam jej tej swobody w rozmowie i zachowaniu. Ona rozsiewała taką aurę wokół siebie, że nikt jej niczego nie odmówi. Za to na mnie, nawet kiedy nie byłam ubrana w te stare poniszczone ubrania, wszyscy mierzą mnie wzrokiem i spoglądają z zaciekawieniem. To mnie przerasta.
   Właśnie wchodzimy do Esprit po niezliczonej za nim kolejce innych sklepów. Blondynka nabrała już cały stos odzieży i nie pogardziła wciskając mi do rąk pare ubrań, twierdząc że wszystkich oszołomię. Taa jasne a ziemia jest płaska.
 Teatralnie przewróciłam oczami i skierowałam się do przymierzalni. Pezz co chwilę przychodziła do mnie i oceniała poszczególne ubrania. Według niej najlepiej mi było w błękitnej sukience, która moim zdaniem była urocza, jednak nie czułam się w niej sobą. Może nie jest tak źle?
- Masz jakieś rzeczy do oddania, ponieważ muszę oddać trochę swoich - uśmiechnęła się promiennie i potrząsnęła swoją kupką ubrań przed moimi oczami.
- Tak to i to i jeszcze ta sukienka - po kolei wręczałam jej zielony top, białą spódnicę i błękitną sukienkę.
- Żartujesz sobie? - spojrzała na mnie jakby wyrosła mi druga głowa i zaprzeczyła - Nie ma takiej opcji.
- Nie wezmę jej - spojrzałam lekceważąco i uniosłam wysoko głowę.
- Nie? - Perrie podniosła brew i uśmiechnęła się zaczepnie.
- Nie - spojrzałam na nią zdezorientowana, nie mogąc wyczytać nic z jej mimiki twarzy.
- Ok. To ja ją wezmę i wręczę ci na twoje urodziny - spojrzała wyzywająco i odwróciła się w stronę kasy.
- Co? Nie ma takiej opcji! - nie mogłam uwierzyć, że mi to robi. Genialnie.
- Nic nie słyszę - usłyszałam w odpowiedzi a mogłabym przysiąc, że uśmiechnęła się pod nosem.
Skierowałyśmy się do kasy i pomimo moich licznych protestów kupiła tę przeklętą sukienkę.
- Chodźmy coś zjeść. Zayn wraca dopiero wieczorem a uwierz mi nie mam dziś ochoty na domowe obiadki - zachichotała.
- Ok. Ja też zgłodniałam - uśmiechnęłam się nieśmiało i ruszyłam za nią.
   Weszłyśmy do przytulnej, angielskiej knajpki, gdzie można było wyczuć domową atmosferę. Zajęłyśmy stolik w rogu, bo moja obsesja na punkcie obcych znowu się odezwała. Perrie nie skomentowała mojego zachowania, co szanuję ale widać po niej, że woli być wśród ludzi a nie w kącie z ofiarą losu.
Do naszego stolika podeszła miła starsza pani prosząc o nasze zamówienia:
- Ja poproszę kurczaka z warzywami i szklankę soku pomarańczowego - Perrie posłała jej uprzejmy uśmiech i zwróciła się do mnie.
- A ty co zamawiasz kochana? - starsza pani spojrzała na mnie wyczekując mojego zamówienia.
- Ja...ughm - nie mogłam odezwać się słowem, bo moja antyspołeczność znów musiała dać o sobie znać.
- Weźmie to samo co ja - odezwała się Pezz ratując mnie z niezręcznej sytuacji. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i spojrzałam w dół.
- Spokojnie jestem z tobą - posłała mi pokrzepiający uśmiech.
- Dzięki. Po prostu nie potrafię się zaaklimatyzować - odrzekłam smutnym głosem.
   Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wrzosowy kolor świetnie kontrastował z ciemnym umeblowaniem tego lokalu. Na każdym stoliku stał świeży bukiet kwiatów, tworząc przyjemną atmosferę, w której możesz poczuć się swobodnie. Przy naszym stoliku wisiał pejzaż lawendowych pól a w oddali mieścił się pałac. Cały ten obraz wyglądał jakby został wyjęty z powieści Jane Austen.
   Wszyscy ludzie wokół nie przejmowali się naszą obecnością, co było pewnie na rękę Perrie. Każdy wydaje się być zajęty swoimi sprawami i w spokoju zjeść posiłek. Zainteresował mnie pewien ciekawy widok. Nie daleko naszego stolika siedziała mała rodzina. Tata zachęcał małą dziewczynkę do zjedzenia jakiegoś kotlecika, na co dziecko robiło naburmuszoną minę i kręciło główką. Mama starała się ją przekonać jakie to dobre. Ta dziewczynka przypominała mi mnie a oni moich rodziców z podobnym scenariuszem wiele lat temu. Matka przekonywała mnie, że jeśli zjem swoje naleśniki to pójdziemy do wesołego miasteczka. Dałam się im przekonać a oni dotrzymali obietnicy. Ciekawe czy ją karmią podobną ofertę, bo w pewnym momencie na ustach małej pojawia się zdziwienie a następnie uśmiech i zaczyna jeść z zapalczywością swoje danie.  
  
  Człowiek rozwija się przez całe życie, ale jednak to, co nabył w dzieciństwie, pozostaje zasadniczą  wytyczną na dalszy ciąg jego nieraz zmiennej i burzliwej historii.

   Wróciłam wzorkiem do blondynki, która najwidoczniej cały czas śledziła moją wędrówkę po restauracji. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, ciesząc się z jej wsparcia.
   Po chwili do naszego stolika podeszła starsza kelnerka, która obsługiwała nasz stolik. Podała nam nasze zamówienie i z uśmiechem wycofała się w stronę kuchni. Danie wyglądało niezwykle apetycznie. Wzięłam łyk soku i zabrałam się do jedzenia.
    Ludzie wchodzili i wychodzili. Niektórzy rzucali nam zaciekawione spojrzenie a inni po prostu ignorowali. Moją uwagę przyciągnęli czterej mężczyźni. Wszyscy byli ubrani tak samo, na czarno. Można pomyśleć, że to biznesmeni jednak oni rzucali nam co jakiś czas ukradkowe spojrzenia. Raczej nie mogłyśmy od tak stać się obiektem pożądania wszystkich na raz. Przyjrzałam się im uważniej. Nie wiem dlaczego, ale nie wyglądali na takich, którym można zaufać.
   Kiedy tak przyglądałam się ich twarzom, jeden z nich podłapał moje spojrzenie i posłał mi uśmiech. Wszystko byłoby ok, gdyby nie jeden istotny detal. To był cwaniacki uśmiech, który nigdy nie wróży nic dobrego. Wtedy mnie oświeciło. To są paparazzi, wtedy zgadzałby się ich zgodny wygląd i to dziwne zachowanie. Postanowiłam uprzedzić Pezz.
- Perrie? Jesteś pewna, że nikt nas nie śledzi? - blondynka podniosła na mnie wzrok i dała mi znak, aby mogła przeżuć kęs kurczaka.
- Tego nie powiedziałam. Uważasz, że ktoś nas śledzi? - momentalnie na jej twarzy pojawiła się powaga.
- Tak. Spójrz na ten stolik koło wnęki - dałam jej sygnał oczami, aby wiedziała gdzie zerknąć. Chwile zajęło jej znalezienie tego, czego szukała. Kiedy jej wzrok zatrzymał się w danym punkcie, na jej czole uformowała się zmarszczka.
- Mężczyźni w czerni? Nie wyglądają na takich przymułów. Są za przystojni- zachichotała a ja jej zawtórowałam.
Nagle zbladła. Czyli jednak moje obawy się potwierdziły.
- Cholera - zaklęła.
- Co się stało? - odwróciłam się w tamtą stronę, ale nie zauważyłam nic niezwykłego.
- Mają aparaty. Czyli to są jednak fotoreporterzy. - spojrzała na mnie a na jej twarzy malowało się zdenerwowanie - Dobra. Zbieramy się powoli, aby nie nabrali podejrzeń.
- Ok. Czyli koniec tego dobrego, wracamy do rzeczywistości - smutno stwierdziłam.
  Zebrałyśmy swoje talerze na kupkę i ogarnęłyśmy nasz stolik. Perr przywołała kelnerkę i zapłaciła za rachunek. Teraz liczył się czas i wyjść niespostrzeżenie.
   Gdy wstawałyśmy od stołu zerknęłam w stronę naszego ''przyjaznego stolika", panowie dziwnym trafem też zbierali się do wyjścia. To takie oczywiste, że czekali na nas.
   Kiedy tylko opuściłyśmy restauracje pędem ruszyłyśmy do wyjścia a nasi prześladowcy za nami. Pędem mijałyśmy sklep za sklepem, aż nie nadążałam spoglądać na szyldy. Gdzie jest to wyjście?
  Obejrzałam  się za siebie i dostrzegłam grupę mężczyzn. Już nie czwórkę a dwukrotnie tylu. Najwidoczniej byli porozstawiani w różnych miejscach. Kiedy przyspieszyłyśmy, ponieważ dostrzegłyśmy duże oszklone drzwi, paparazzi ruszyli za nami biegiem. Przez ostatni kawałek drogi zaczęłyśmy biec do wyjścia. Wszyscy ludzie będący w galerii spoglądali na nas  zaciekawieniem. Nie bałam się już ich opinii na mój temat, teraz liczy się tylko uciec od facetów w czerni. 
   Z impetem wypadłyśmy na zewnątrz. Tak samo jak w środku na parkingu kłębił się tłum ludzi w samochodach poszukujących wolnego miejsca. Chwilę zajęło Perrie na zastanowienie się, gdzie zostawiłyśmy auto. Kiedy odnalazła je, ruszyłyśmy pędem w stronę samochodu. Obejrzałam się za siebie tłum fotoreporterów powiększał się jeszcze bardziej. Teraz można spokojnie nazywać ich burzą blasku fleszy.

  Stałyśmy już przy samochodzie, gdy całe stadko mediów zbierało się koło nas. Perrie była wściekła zaistniałą sytuacją przez co nie mogła trafić kluczykiem w zamek, aby otworzyć auto. Paparazzi zaczęli osaczać nas z każdej strony i kończyła się ich uprzejmość a wyjawiła się ich prawdziwa twarz.
 - Jak tam wasz związek, Perrie? - zapytał jeden, jakby rzeczywiście go to obchodziło. Taa jasne.
- Czy macie już ustaloną datę ślubu? - zapytał inny.
- Kim jest twoja towarzyszka? To jakaś przyjaciółka? - nagle cała uwaga została przeniesiona na mnie, co nie było komfortowe. Błyski fleszy i wszelkie ataki zdawały się na mnie przelewać.
- Czy znasz One Direction? Czy zamierzasz skraść któregoś z nich serce a może rozbijesz związek Zerrie? - to pytanie zwaliło mnie z nóg. Nie spodziewałam się po nich takiej przebiegłości.
   Edwards zdecydowanym ruchem pociągnęła mnie w stronę drzwi pasażera a ona szybkim krokiem przeszła na miejsce kierowcy. Pytania sypały się jak grad z nieba dopóki nie zamknęłam za sobą drzwi. Jednak blask fleszy uniemożliwiał mi widoczność. Dziewczyna otworzyła drzwi a wrzawa podniosła się jeszcze bardziej.
  Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się ochrona i zaczęła odseparowywać ich od nas. Byłam im za to wdzięczna. Ostatnie co usłyszałam to odpowiedź ostrą Perrie Nic nie mam wam do powiedzenia i po tym nastała cisza. Blondynka ruszyła ostrożnie z parkingu, ale pewnie miała ochotę ich rozjechać.

***
   Wróciłyśmy do domu Pezz. Nie pamiętam drogi powrotnej, bo najwidoczniej zasnęłam zmęczona tą przygodą w centrum handlowym. Nie tylko ja wyglądałam jak nieszczęście. Perfekcyjna Perr wyglądała teraz jak zombie, po tym małym incydencie. Jak przez mgłę pamiętam podróż i dziewczynę, która przepraszała mnie za to całe zamieszanie. 
  Wysiadłam z samochodu i tysięczny raz zapewniałam ją, że wszystko jest w porządku. Poczekałam aż otworzy drzwi i wzięłam nasze zakupy z samochodu. Dziewczyna powiadomiła mnie, że ze wszystkim da sobie radę a mnie odprawiła do łóżka. Posłusznie posłuchałam jej rozkazu i udałam się w stronę mojego wybawienia.
 Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, odpłynęłam do krainy snów.


**********************************************************************************

Witajcie! Po długiej, naprawdę długiej przerwie wracam do Was z rozdziałem. Przepraszam was bardzo mocno, że tak was zaniedbałam i nawet nie mam sensownej wymówki, aby się usprawiedliwić. Szkoła, które oceny i tak zawaliłam. Pewien chłopak rozpraszający moje myśli też się ulotnił. Brak weny i chęci, by napisać cokolwiek. To wszystko zbiera się na jeden wielki zastój w mojej twórczości, przez co ogromnie was przepraszam. Mogę tak w nieskończoność, ale to nie wyzbędzie się ze mnie poczucia winy, bo biorąc pod uwagę okoliczności, jestem winna!!! 
Rozdział jest trochę dłuższy, jednak mam nadzieję, że to was nie zniechęci do czytania. Nie obiecuję, ale mam takową nadzieję, aby wstawić jeszcze w tym tygodniu siódmy rozdział, za co lepiej trzymajcie kciuki. Dziękuję osobom, które czuwały na mój odzew.
  Ogromnie was proszę o komentarz, ponieważ to daje mi moc do pisania. Także do zobaczenia pod następnym rozdziałem. Kocham Was i pozdrawiam, Martha <3
  
TWÓJ KOMENTARZ = WIĘKSZA MOTYWACJA DO PISANIA = SZYBCIEJ POJAWI SIĘ NOWY ROZDZIAŁ

środa, 6 maja 2015

Rozdział 5 Maybe I tell you about it next time


Rozdział dedykuję dla mojej przyjaciółki Oli z okazji 18 -stych urodzin. Dzięki niej powstała Emily a także wam każdemu mojemu czytelnikowi z osobna.


** Harry **

- Harry? Co się tu dzieje? - odskoczyłem od niej, zerkając na intruza, który nam przeszkodził. Liam mierzył mnie wzrokiem, od czasu do czasu zerkając na Emily.
- Nic. Tylko chciałem napić się soku - burknąłem i podszedłem do lodówki. Dziewczyna stała obok Payne'a i patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem. Liam tylko posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i zwrócił się do dziewczyny:
- Wszystko w porządku? - w jego głosie można było usłyszeć troskę ale również i złość.
- Tak. Jest ok - brunetka pokiwała głową i odwróciła się w stronę blatu, aby dokończyć swoją czynność. Zalała wrzątkiem kubek i bez słowa opuściła pomieszczenie.
- Napić się soku? Myślisz, że jestem na tyle głupi, aby ci uwierzyć? - spytał, kiedy zostaliśmy sami. Założył ręce na piersi i podniósł brew, oczekując mojego wyjaśnienia.
- Możesz uważać jak tylko chcesz. Nie obchodzi mnie to - odpowiedziałem wymijająco i skierowałem się do wyjścia. Szatyn zagrodził mi drogę i podniósł na mnie rękę, jakbym był jakimś dzieckiem.
- Przesuń się. Chce przejść a jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie sam ci chętnie pomogę - warknąłem i spojrzałem wyzywająco w jego stronę.
- Jeszcze raz ją dotkniesz, to obiecuję, że skopię ci tyłek - zmierzył mnie przeszywającym wzrokiem, na co tylko parsknąłem śmiechem. Widząc moją wesołość popchnął mnie, przez co mój uśmiech momentalnie zeszedł z twarzy i zastąpił miejsce irytacji. Nie trzeba było tego zaczynać stary.
 Rzuciłem się na niego a moja pięść ,,spotkała"się z jego policzkiem. Zatoczył się do tyłu a z jego ust wydobył się cichy jęk. Splunął w dół i skierował się w moją stronę. Zamachnął się, nie trafił we mnie, lecz jego dłoń uderzyła w szafki a stojące obok naczynia zlatywały jak kartki, które zdmuchnął wiatr. Nie muszę chyba wspominać, że narobiły niezłego hałasu. Nie obchodziło mnie to, że zaraz przyleci pozostała trójka a na dodatek Perrie będzie robić mi wyrzuty z powodu potłuczonej porcelany. Liczy się teraz ustać na nogach i dać temu szmaciarzowi nauczkę.
  Poczułem smak krwi na języku, który spływał do moich ust a głowa pulsowała niemiłosiernym bólem. Chłopak również nie wyglądał za dobrze. Rozcięta warga i duży czerwony siniak, który już zmieniał swój koloryt.
  Kiedy miałem kolejny raz uderzyć Liama, jakaś siła odciągnęła mnie na bok. Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem chłopaków, którzy nie byli przeszczęśliwi. Spojrzałem na Zayna, na jego twarzy malowała się furia i konsternacja. Wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
- Stary, myślałem że wszystko sobie wyjaśniliśmy - wydukał jednak jego postawa wyrażała pewność siebie - Wynoś się z mojego domu!
- Kurwa ale ja nic nie zrobiłem - zacząłem się bronić.
- Jasne a próba gwałtu na dziewczynie to nic? - zapytał Payne, który starał się trzymać swoją cierpliwość na wodzy.
- Co? Pogrzało cię już do reszty? - oczy mulata błysnęły z nową siłą nienawiści - Czy to prawda?
- Tak. Znaczy nie, ja pierdole. Nie, ok? - zacząłem się motać ale wiedziałem, że jestem już na straconej pozycji. Oni tego nie kupią. Kuźwa mać. Po co tyle piłem?
- Wynoś się z mojego domu! Więcej nie będę powtarzać! - Malik ruszył w moją stronę a ja starałem się wyrwać, na próżno. Alkohol osłabił moją koordynację, co skończyło się tylko na lekkim uderzeniu chłopaka w głowę. Kolejny powód, aby mnie wypierdzielić z domu, po prostu świetnie!


***

Spoglądam beznamiętnie na butelkę whisky. Jak dotarłem do domu? Wziąłem taksówkę ale jak to na mój temperament przystało, nie obyło się bez awantury o mierne trzy funty napiwku. Przed domem jak zwykle szlajali się fotoreporterzy. Ich także uraczyłem moją uprzejmością, rzucając w ich stronę kamienieniem, który leżał na trawniku. Ledwo dotarłem do drzwi klnąc na nierówną płaszczyznę po której szedłem. Cały świat mnie kocha a ja jego z wzajemnością.
 Westchnąłem i sięgnąłem po następną kolejkę. Nalałem do pełna i chwyciłem szklankę. Chwilę przyglądałem się brązowemu płynowi, po czym wziąłem łyk. Smak utęsknionego alkoholu rozlewał się po moim wnętrzu. Poczułem tak dobrze znane mi ciepło, którego brakowało mi przez poprzednie parę godzin. Wiem może i jestem uzależniony ale ch** mnie to obchodzi. Ona daje mi poczucie bliskości, którego nikt mi nie może dać. 
Kolejna szklanka a ja poczułem, że wreszcie zaczynam się rozluźniać. Nie mogłem tego zaświadczyć u Zayna, bo kiedy tylko przekroczyłem próg wiedziałem, że nie znajdę tego czego szukam. Hm jednak jest pewna rzecz, za którą nie zmieniłbym przebiegu dzisiejszych zdarzeń. Nazywała się Emily. Ta dziewczyna po prostu jest niesamowita. Gdy tylko przekroczyła próg salonu, moje ciało przeszedł dreszcz i nie rozumiem dlaczego. Może, że jest tak atrakcyjna? Nie, nie wiem i nie chce wiedzieć. Styles wróć. Przestań do kurwy nędzy o niej myśleć. Przecież nie jest ciebie warta. Pochodzi ze slumsów i nie wiadomo z kim się przespała. Chcesz to coś zaliczyć? Chyba sobie żartujesz. 
 Gdy chciałem się położyć, po mojej głowie rozszedł się nieprzyjemny ból. Kurwa. Zabije tego gnoja. Podniosłem się do pozycji siedzącej i bezczynnie wpatrywałem się w stolik. Sięgnąłem po butelkę szkockiej a resztę zawartości leżącej na stoliku zrzuciłem na podłogę. Nie pomaga. Wstałem i przewróciłem stolik. Liam naprawdę mnie zirytował. Przecież nigdy tego nie robi a jednak pozory mylą.
- Dlaczego jej bronisz, co? - wykrzyczałem z całych sił, ale nikt mi nie odpowiedział - Może ci się podoba? Zarechotałem i spojrzałem na stojącą przede mną lampę, jakby to był Daddy. Przechyliłem głowę w bok i przewróciłem lampę - Kto następny? 
Uśmiechnąłem się łobuzersko i ruszyłem w głąb salonu. Po kolei na podłodze lądowały fotele, książki, płyty, i cała gama mebli pokoju dziennego. Kiedy pokój przypominał burdel dałem sobie spokój. Ruszyłem w stronę mojej sypialni po drodze rozlewając przez nieuwagę trochę whisky. Jutro mój personel dozna zawału. Hahahaha myślicie, że się tym przejmuję? Odpowiedź chyba już znacie.
   Nie miałem sił zdjąć ubrań. Położyłem się na łóżku, dając prowadzić się Morfeuszowi w stronę jego krainy.


** Emily **
  Patrzyłam na rozpościerający się krajobraz za moim oknem. Księżyc przedzierał się między chmurami, aby dać światło tu na ziemi. Gdzieś z oddali słyszałam wydzierających się nastolatków, którzy być może próbowali pierwszy raz alkoholu, nie wiedząc jak skończy się ta noc. Wszystko wydaje się być takie same.
  Położyłam się na łóżku i tępym wzrokiem wpatrywałam się w sufit, doszukując się jakiejś niedoskonałości. Czy znalazłam? Oczywiście, że nie. Chcę, aby ta noc się skończyła i nastał nowy dzień, dający mi złudną nadzieję na lepsze jutro.
  Przewracam się z boku na bok a sen wcale nie przychodzi. Dlaczego? Kiedy tylko zamknę oczy wszystkie wspomnienia, te złe wspomnienia powracają. Ten chłopak otworzył drzwi, które od dania mi nowej szansy na lepsze życie próbowałam zamknąć. Z dotknięciem jego dłoni na mojej skórze, to wszystko powróciło. Mroczna strona mnie znów się obudziła, jak potwory, które czają się na ciebie na pozór w bezpiecznym lesie. Ból, strach i bezsilność, to uczucia które towarzyszą mi od czasu, gdy dałam sobie szansę na spełnienie moich marzeń. Do czego mnie to poprowadziło?
  Pamiętałam co Harry powiedział, kiedy mnie znalazł. To tak cholernie zabolało a niby zdążyłam zbudować pancerz dla nieżyczliwych osób, ale on zniszczył go w ułamku sekundy. Zostawiając mnie nagą i bezbronną. Nie chciałam mu podawać ręki, ponieważ znałam takich jak on. Niegrzeczny chłopiec, który łamie niewieście serca. Dałam się już takiemu omamić i nie pozwolę na to kolejny raz, jakiemuś aroganckiemu dupkowi.
Kiedy próbował mnie zgwałcić, strach przejął kontrolę nad moim ciałem. Nie potrafiłam ruszyć się choćby o milimetr. Wszystkie wspomnienia wróciły... 
Przewróciłam się po raz kolejny na bok. Zamknęłam oczy i wytężyłam swoją wyobraźnię. Ja spacerująca brzegiem plaży a obok mnie, mój chłopak, którego nie widziałam dość wyraźnie, ale jego oczy przebijały się przez tą nieprzezroczystą powłokę. Oddałam się Morfeuszowi, śniąc o zielonych tęczówkach.



***

 Obudziły mnie promienie słońca, które próbowały się przedrzeć przez zasłonę, oznajmiając że nadszedł nowy dzień. Wstałam z łóżka i otworzyłam okno. Do pokoju wdarł się lekki, rześki zapach letniego poranka. Gdzieś w oddali słychać ptaków śpiew i śmiech wesoło bawiących się dzieci.
 Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic, aby przywrócić się do porządku. Ubrałam komplet ubrań, który podarowała mi Perrie. Ta dziewczyna nawet nie wie jak bardzo jest kochana i chyba nigdy nie będę potrafiła wyrazić wobec niej swojej wdzięczności.
  Schodząc w dół poczułam zapach naleśnikowego ciasta. Moje przypuszczenia powiodły się, gdy zobaczyłam blondynkę potrząsającą plackiem na patelni. Kiedy mnie zauważyła uśmiechnęła się i nałożyła dla mnie porcję swojego przysmaku.
- Dzień dobry. Jak się czujesz? - jej uśmiech zniknął a na jej twarzy pojawiła zmarszczka, głęboko nad czymś się zastanawiając - Przepraszam za Harry'ego. Nie powinniśmy w ogóle go zapraszać.
- Nie przejmuj się, to tylko i wyłącznie moja wina, gdybym nie zeszła nic by się nie stało a Zayn nie pogorszyłby swoich relacji - wymusiłam uśmiech, bo nie chciałam, aby Perrie dodatkowo obwiniała się za to całe zdarzenie.
- Przestań. Chcesz trochę syropu? - zmieniła temat i posłała mi blady uśmiech.
- Jasne, jeśli masz - uśmiechnęłam się szeroko.
- Trzymaj. Mam pytanie? - wręczyła mi butelkę i usiadła na przeciwko.
- Hm? - nabiłam na widelec mały kawałek ciasta i przysunęłam go do ust.
- Skąd pochodzisz, bo masz obcy akcent a skądś go kojarzę, tylko nie mogę sobie przypomnieć - zrobiła zamyśloną minę i wpatrywała się w pustą przestrzeń gdzieś za mną.
- Z Australii. Moi rodzice mieszkali w New Castle. Tam się urodziłam i wychowałam - posłałam jej nieśmiały uśmiech i wróciłam do mojego naleśnika.
- Mieszkali? - podniosła brew i spojrzała na mnie w skupieniu.
- Tak. Od paru ładnych lat nie odzywali się do mnie. Zerwali ze mną wszelki kontakt - wzruszyłam ramionami a dziewczyna niecierpliwie poruszyła się na krześle, wprawiłam ją pewnie w zakłopotanie.
- Uhm. Dlaczego postanowiłaś się przeprowadzić? Australia to bardzo ładny kraj - dziewczyna spojrzała w moją stronę, po czym wróciła do swojego talerza.
- Tak nie zaprzeczę ale chciałam spełnić swoje marzenia. Być aktorką - zdobyłam się na uśmiech i zaczęłam kroić kolejny plaster naleśnika.
- To co się stało? - głos dziewczyny zadrżał nie wiedząc czy może oto spytać. Nie miałam jej tego za złe, ale to dla mnie jeszcze za wcześnie by otwierać się bardziej.
- Może kiedy indziej opowiem ci o tym - chrząknęłam i włożyłam sobie ciasto do ust.
- Przepraszam. Ja nie powinnam pytać cię o takie szczegóły... - przegryzła wargę a w jej oczach była widoczna panika.
- Nie ma sprawy. Nic się nie stało, tylko to trochę dla mnie za wcześnie - spojrzałam w jej stronę a w jej oczach malowała się ulga.
- Okey. Nie wracajmy do tego tematu. Jak smakowały ci naleśniki? - rozchmurzyła się i wzięła mój talerz do zmywarki.
- Były rewelacyjne. Zdradzisz mi przepis - uśmiechnęłam się ciepło i posprzątałam resztę ze stolika.
- Może kiedyś - zaśmiała się i wróciła po naczynia, które położyłam jej na kredensie.
- Co powiedziałabyś na zakupy za godzinę? - posłała mi swój firmowy uśmiech i zamknęła zmywarkę.
- To dobry pomysł czemu nie - zgodziłam się i chwyciłam ściereczkę, aby wytrzeć stolik.
- No to widzimy się za godzinę w salonie - zadeklarowała i już jej nie było.
 - Ok - rzuciłam i wyszłam z kuchni.
 Udałam się w stronę sypialni. Wchodząc po schodach dostrzegłam wzdłuż ściany wiszące fotografie Edwards i Malika. Wyglądali uroczo. Inne przedstawiały członków rodziny a inne pozostałej czwórki. Jedno zdjęcie zaciekawiło mnie najbardziej. Nie przedstawiało ani właścicieli tego domu a nikogo z ich rodziny. Na fotografii była uśmiechnięta dziewczyna a obok przytulający ją od tyłu chłopak. To był Harry. Oboje wyglądali na szczęśliwych i zakochanych. Ciekawe co się z nią stało.
 Wzruszyłam ramionami i poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i wpatrywałam się na widok rozciągający się za oknem. Kim była ta dziewczyna i dlaczego nie ma jej przy nim. Wydawała się być sympatyczna tak samo jak Harry. Dlaczego jest taki? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. W sumie nie powinnam się do niego zbliżać a co dopiero o nim myśleć.
 Wstałam z łóżka i skierowałam swoje kroki w stronę szafy. Wyciągnęłam jakieś ubrania, które dostałam od Perrie. Zdecydowanie muszę coś kupić, tylko za czyje pieniądze. Na pewno nie moje. W życiu się jej nie odpłacę, co zrobiła dla mnie. Wzięłam prysznic i ubrałam wcześniej przygotowany komplet. Ubrałam trampki i zeszłam na dół. W holu czekała na mnie dziewczyna a gdy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawił się uśmiech
- Ok. No to jesteśmy już przygotowane. Gotowa? - spytała i poprawiła spadającą torebkę z ramienia.
- Gotowa - uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłyśmy w stronę drzwi.
  Zaglądam przez okno obserwując otaczający nas świat. Od zawsze lubiłam to robić, gdy potrzebowałam chwili spokoju. Blondynka śpiewała w takt muzyki płynącej z radia, na co czasami jej wtórowałam uśmiechem. Miała naprawdę piękny głos. Gdy poprosiła mnie abym do niej dołączyła zaprzeczyłam i więcej już nie gnębiła mnie tym pytaniem. Kiedyś lubiłam śpiewać ale tylko dla siebie, ponieważ wstydziłam się mojej barwy głosu, choć moja nauczycielka od muzyki zachwalała jak to mówiła ,,Mam słowiczy głos." Od muzyki wolałam grę aktorską, w której czułam się jak ryba w wodzie i nic oprócz udawania kogoś innego nic poza tym się nie liczyło. Wszystko zmieniło się od wyjazdu do Francji...
- Ej, żyjesz? - spytała Perrie machając mi ręką przed oczami - O czym tak rozmyślasz?
- O niczym ciekawym - uśmiechnęłam się pogodnie i podkręciłam głośniej muzykę - Lubię ten kawałek.
- Ja też uwielbiam Jasona Mraza - Perrie odwzajemniła gest i zaczęła wesoło kiwać głową na boki, po czym wybuchłyśmy śmiechem. ,,I'm yours'' towarzyszyło nam przez pozostałą drogę. Kiedy zaparkowałyśmy pod galerią. Odwróciła się w moją stronę i wysokim głosem oznajmiła:
- Jesteśmy na miejscu - zawyła i odpięła pas bezpieczeństwa.
- No to super - odpięłam swój i wysiadłam z samochodu.
- To co idziemy wykupić cały sklep? - zaszczebiotała i wybuchła niepohamowanym śmiechem.
- Tak. Sklepy nadchodzimy! - odpowiedziałam i dołączyłam do niej, śmiejąc się na cały głos.

***********************************************************************************

 No i mamy piąty. Serio już piąty? Nie wierzę. Przepraszam was bardzo mocno, że dodaję dopiero po trzech tygodniach, ale na serio przeżywałam okres czarnej dziury, która zalęgła się w mojej głowie. Natalia nazwała to bezwennością i w pełni się z nią zgadzam. Zabrałam się za pisanie tego rozdziału od poniedziałku i nie wiem jak mi wyszedł. Sami oceńcie. Ja uważam że jest średni. Jak zauważycie wprowadziłam więcej opisu, co pewnie was ucieszy, ale chciałam wprowadzić was do odczuć bohaterów. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i proszę o komentarze, ponieważ wasze opinie są dla mnie świętością. Postaram się dodać szósty w sobotę, bo jestem wam to winna.   Pozostało mi tylko was gorąco uściskać i do zobaczenia pod następnym postem. Martha <3


  
                                                                 

piątek, 1 maja 2015

Libster Award

 Witajcie! To jeszcze nie rozdział ale już bliżej niż dalej. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie, bo chce jeszcze troszkę pożyć. Przepraszam, że was zawiodłam ale nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć, co dzieje się wokół mnie. Od powiadam na twoje pytania Michelle Styles ツ
 Pytania:
1. Masz jakiś cel w życiu?
2. Kto lub co wywołuje u Ciebie fale emocji?
3. Jak się czujesz, gdy czytasz komentarze pod rozdziałem?
4. Jakie uczucia chciałabyś wywoływać u czytelników Twojego bloga?
5. Jakie rodzaje opowiadań czytasz?
6. Która ze znanych osób jest dla Ciebie wzorem?
7. Którego z bohaterów (swojego lub czyjegoś opowiadania) porównałabyś do siebie? Jest w ogóle ktoś taki?
8. Masz swoje życiowe motto?
9. Planujesz przyszłość związaną z pisaniem?
10. Jakiej muzyki słuchasz?
11. Czy przez swoje opowiadanie starasz się coś przekazać? 
Moje odpowiedzi:
1. Moim głównym celem jest być szczęśliwą i cieszyć się życiem, aby patrząc w przeszłość,
 kiedy będę w jesieni mojego życia, niczego nie będę żałować.
2. Rzeczą, która wywołuje we mnie fale emocji jest One Direction. 
Są moim sensem życia i to oni dowartościowali mnie, sprawiając, że nie patrzę już na siebie z nienawiścią.
3. To jest fantastyczne uczucie, którego nie potrafię opisać słowami... serio brak mi słów. Jednak postaram się to przedstawić. Satysfakcja i miłość do Was :3
4. Hm różne... szczęście, radość, smutek, złość i strach o nowe jutro, bo niestety ale tak traktuje nas życie.
5. Hm najczęściej dramaty. Lubię wgłębiać się w odczucia bohaterów, doszukując się w nich jakiegoś przesłania.
6. Hm osobą, która jest dla mnie wzorem, to One Direction, ponieważ udowadniają nam, że jeśli mamy jakieś marzenia, wystarczy trochę samozaparcia i możemy je spełnić.
7. Bohaterem podobnym do mnie po części jest Tessa Young z ,,After" obie mamy obsesje na punkcie porządku i kontroli. Tak mało powiedziane :D
8. Idź do przodu, nie patrząc się na innych.
9. Nie planuję, chce po prostu przelać swoje przemyślenia na bloga.
10. Tu akurat ciężko określić. Mam gust eklektyczny, czyli słucham wszystkiego po trochę od klasyki, aż po rock :D
11. W moim opowiadaniu chciałabym przekazać wiele problemów dotyczących nas młodych ludzi oraz uczuia, które często skrywamy w sobie.


Moje pytania dla innych blogerów:
1. Co lubisz w sobie najbardziej?
2. Jaka rzecz najbardziej cię uszczęśliwia?
3.  Kto lub co było dla ciebie inspiracją do napisania opowiadania?
4. Jak poznałaś/eś One Direction?
5. Czy w jakimś stopniu twoje opowiadanie wpływa na twoje życie?
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
8. Jaka wartość jest dla ciebie najważniejsza i czym kierujesz się w życiu?
9. Ulubiony cytat?
10. Kto jest twoim ulubionym bohaterem literackim i czy macie jakieś wspólne cechy?
11. Jaka jest twoja ulubiona książka lub film?
12. Za co lubisz najbardziej swojego/czyjegoś bloga?

Nominowane blogi:

niedziela, 19 kwietnia 2015

Ważna wiadomość! :D

 To nie jest rozdział, ale informacja o rozdziale.
Wiem, że spodziewaliście się dziś go zobaczyć, jednak nie dam rady. Natłok nauki w liceum jest przerażający (jak nie wiesz na co zwalić winę, najlepiej na naukę :P). Ogrom sprawdzianów, które nagle wyrosły nie wiadomo skąd, teraz się pojawiły. dobra nie będę więcej gderać o nauce, bo się komuś nie dobrze zrobi. ;)
 Rozdział pojawi się za tydzień w niedzielę (wiem, wiem macie prawo mnie zabić). Mam nadzieję, że mnie rozumiecie, ponieważ tak jak ja macie blogi lub szkołę. Bardzo dziękuję za taką dużą ilość komentarzy a o wyświetleniach to ja już nie wspomnę. :O
Zachęcam do czytania i komentowania, kto jeszcze nic nie wpisał.
 Przepraszam was bardzo mocno, ale obiecuję, że będzie w następną niedzielę. Pozdrawiam i całuję, Martha







Jezu jak to pięknie brzmi ahhh :* <3


niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 4 Warning you

 **Zayn**

- Dlaczego tak wulgarnie odnosisz się do kobiet? Co na przykład zrobiła ci, ta dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy?- milczał- Zachowujesz się jak chuj odkąd zerwałeś z Samanthą.
- Nie poruszaj tego tematu- syknął a jego szczeka się naprężyła.
  Wiedziałem, że trafiłem go w czuły punkt. To co zrobiła Samantha jest nie wybaczalne ale to nie oznacza, by mścił się na innych dziewczynach. Musiałem wrócić do tego, bo tylko tak mógłby zmienić swoją postawę. Kamerzysta dał nam znak, że jesteśmy już na antenie. Redaktorka obróciła się w naszą stronę.
- Hej chłopaki. Dawno się nie widzieliśmy. Tęskniliście?- obdarzyła nas promiennym uśmiechem
- Cześć- odpowiedzieliśmy wspólnie.
- Nigdy ale przenigdy nie mów więcej o Samancie- szepnął Harry.
- Hm oczywiście. Jednak przestań się nad sobą rozczulać i zacznij być miły dla innych- odpowiedziałem jadowicie- Samantha rzuciła cię tylko dlatego, że poświęcałeś jej za mało uwagi.
- Ostrzegam cię- Harry wstał i rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Nie przestanę o tym gadać, dopóki nie przestaniesz być takim dupkiem- zrewanżowałem się, wstając z krzesła.
 W tym momencie Harry uderzył mnie prosto w twarz. Zachwiałem się do tyłu, jednak szybko złapałem równowagę. Loczek zmierzał w moim kierunku, kiedy szykował się do kolejnego uderzenia, zrobiłem unik i wymierzyłem mu cios w szczękę. Kobieta z programu krzyczała a Preston i James ruszyli, aby nas rozdzielić. Jeden z ochroniarzy odciągnął mnie, gdy chciałem ponowić swój atak. Próbowałem uspokoić oddech, przywracając się do logicznego myślenia. Dałem mu sygnał, że już jest ok ale i tak trzymał mnie, abym ochłonął. Paul wydzierał się, by wyłączyć tą kamerę, ponieważ wywiad przez cały czas leciał na żywo.
  Poczułem smak krwi na języku i przyłożyłem dłoń do nosa z którego płynęła krew.
- Trzymaj, to bardziej ci się przyda- Liam podał mi ręcznik i uśmiechnął się słabo- Nie trzeba było zaczynać tego tematu. Wiesz że Harry jest przewrażliwiony na punkcie Samanthy.
- Wiem ale wkurza mnie to, jak ordynarnie odnosi się do kobiet- odparłem smutno.
  Spojrzałem na Stylesa. Miał rozciętą brew i opuchniętą wargę, do której przykładał ręcznik. Podniósł na mnie wzrok i z powrotem spuścił w dół. Uśmiechnąłem się kpiąco lecz skrzywiłem się, kiedy poczułem nieprzyjemny ból w nosie.
  Paul przepraszał redaktorkę w naszym imieniu, próbując jakoś to wszystko naprawić. W końcu zrezygnowany zwrócił się w naszą stronę:
- Możecie iść. Na dziś to koniec. Wywiad przeprowadzimy jeszcze raz w następnym tygodniu, jak tylko się uspokoicie- ostatnie słowa były skierowane były do mnie i Harry'ego. Podniosłem na niego wzrok, lecz gdy spotkałem jego natychmiast odwróciłem się w inną stronę.
- Chłopaki co powiecie, gdybyśmy poszli na obiad- z nieśmiałą propozycją wyszedł Louis.
- Dobry pomysł- przytaknęli Liam, Niall i Harry przez co byłem zdziwiony, jednak nie skomentowałem tego i również się zgodziłem.

***

- Jak tamta dziewczyna się czuje, Zayn?- zapytał Liam od niechcenia po czym spojrzał na mnie.
- W porządku. Jak na razie rozmawia tylko z Perrie. Najwidoczniej ma jakiś głęboki uraz do mężczyzn- spojrzałem na Harry'ego, który uparcie wpatrywał się w talerz. 
 Cały obiad przebiegał w dość spiętej atmosferze. Wyszliśmy z restauracji a ja podszedłem do Harry'ego, ponieważ zaczęło tragać mną poczucie winy.
- Sory za tą wzmiankę o Samancie. Powinienem wiedzieć, że nie lubisz poruszać tego tematu ale chciałem po prostu zmienić twoje zachowanie względem kobiet. Rozumiesz o co mi chodzi?- spojrzałem na niego, lecz nie mogłem wyczytać z jego twarzy żadnych emocji.
- Taa rozumiem- odrzekł szorstko, patrząc przed siebie.
- Między nami okej?- zerknąłem na niego, wyczekując jego odpowiedzi.
- Okej- odetchnąłem z ulgą i więcej już nie odzywaliśmy się do siebie.
- Macie jakieś plany? Może wpadniecie do mnie. Pogramy i trochę się rozerwiemy- uśmiechnąłem się szeroko do wszystkich, zapominając o gościu, który był w moim domu.
- Jasne czemu nie- wszyscy przystali na moją propozycje, więc wsiedliśmy do vana, kierując się do mojego domu. Gdybym tylko wiedział, co stanie się później...

**Harry**

  Samochód wjechał na podjazd. Wysiedliśmy i skierowaliśmy się w stronę drzwi. Weszliśmy do holu a w nim przywitała nas Perrie, która była nieco zdziwiona naszą obecnością. Poprosiła Zayna do kuchni pod pretekstem, że musi mu coś powiedzieć.
  Rozgościliśmy się w salonie a Niall i Louis kłócili się, kto pierwszy będzie grał na Fifie. Do pokoju wrócił Malik z Perrie. Oboje mieli zamyślony wyraz twarzy. Zayn usiadł pomiędzy nami a blondynka zapytała się czy chcemy się czegoś napić. Lou zażartował, że może podać coś w procentach, na co blondynka przewróciła oczami ale poszła do kuchni by wziąć parę piw z lodówki. 
  Do salonu weszła obca dziewczyna, kiedy spojrzała w naszą stronę, przeraziła się i szybkim krokiem skierowała się do kuchni. Perrie wróciła niosąc ze sobą pięć butelek piwa a za nią szła tajemnicza dziewczyna. 
- Dzięki Perrie jesteś wielka- Louis posłał jej wdzięczne spojrzenie, odbierając od niej butelkę.
- Nie ma za co- uśmiechnęła się i odwróciła w stronę dziewczyny- To jest Emily. 
  Wszyscy wstali i zaczęli pojedynczo podchodzić w stronę dziewczyny, aby się przywitać. Nie śmiało odzywała się krótkim cześć, czasami zdobywając się na uśmiech. Kiedy podszedłem do niej, spięła się, co było dla mnie dziwne.
- Cześć. Jestem Harry- posłałem jej promienny uśmiech a ona odwróciła wzrok. Co jest z nią nie tak?
- Czy to jest ta sama dziewczyna, którą znaleźliśmy przedwczoraj?- zapytał Liam, uśmiechając się uprzejmie w stronę Emily.
- Tak- Perrie potwierdziła, na co mój uśmiech momentalnie zszedł z twarzy. Odszedłem od niej i usiadłem na moim poprzednim miejscu. Obrzuciłem ją obojętnym wzrokiem i sięgnąłem po butelkę.
  Impreza, jeśli tak można ją nazwać powoli zaczęła się rozkręcać z każdą następną butelką piwa. Wszyscy byli już pijani oprócz Liama i Emily. Daddy stwierdził, że nie będzie pić, bo musi nas odwieźć. Ale idiota, przecież możemy tu nocować. Byłem w wyśmienitym humorze i wszystko bawiło mnie wokół. Na przykład ten żyrandol, który wesoło kiwał się na boki.
  Jakąś godzinę temu dziewczyna poszła na górę z Perrie, twierdząc, że źle się czuje. Kurwa a miałem z nią porozmawiać. Jest naprawdę ładna i bardzo mi się podoba. Dlatego muszę do niej zagadnąć, jak tylko wróci.
  Po jakimś kwadransie bezsensownych rozmów z Lou o życiu na marsie, dziewczyna zeszła na dół do kuchni. Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem za nią.
- Gdzie idziesz?- Zayn odwrócił się w moją stronę.
- Napić się soku- wydukałem, wychodząc z salonu.
  Wszedłem do kuchni, po drodze potykając się o moje nogi. Ale ta podłoga jest nierówna.  Dziewczyna stała oparta o blat, czekając aż woda w czajniku zagotuje się na herbatę. Podszedłem do niej i stanąłem na przeciwko.
- Hej piękna. Jesteś bardzo ładna- ruszyłem w jej stronę a ona zaczęła się cofać w głąb kuchni. Kiedy dotknęła plecami drzwi lodówki, cicho zaklnęła pod nosem. Zaśmiałem się i podszedłem bliżej. Objąłem ją i przycisnąłem do ściany.
- Podobasz mi się- wyszeptałem do jej ucha i zacząłem przesuwać ręką wzdłuż jej ciała- Jesteś taka seksowna.
 Na moją obecność spięła się a jej oddech przyśpieszył. Wyrywała się ale jedną dłonią ująłem jej ręce uniemożliwiając jej ucieczkę.
- Jesteś moja. Co powiesz na to, abyśmy się zabawili- zachichotałem i podsunąłem jej koszule nocną w górę. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem zastanawiając co może jeszcze zrobić. W pewnym momencie krzykneła głośno, na co szybko zakryłem jej usta dłonią. Kurwa.
- Tak chcesz się bawić- warknąłem w jej stronę, zacieśniając swój uścisk wokół jej nadgarstków.
- Harry? Co się tu dzieje?- odskoczyłem od niej, zerkając na intruza, który nam przeszkodził. Liam mierzył mnie wzrokiem, od czasu do czasu zerkając na Emily.

***********************************************************************************
Za wami czwarty rozdział. Przepraszam was. Wiem przyrzekałam, że dodam go w piątek, jednak wyszło inaczej. Muszę zmienić dzień dodawania rozdziałów na niedzielę. Nie złośccie się na mnie, jeśli dodam go w następny weekend ale to będzie oznaczać, że brak mi weny. Ten rozdział wyszedł mi średnio. Ocenę pozostawiam wam. Proszę o szczere komentarze, ponieważ liczę się z waszym zdaniem. Każdy kto czyta to opowiadanie jest zobowiązany zostawić po sobie komentarz. Pozostaje mi pożegnać się z wami do następnego. Pozdrawiam was i całuję, Mara :3

Komentarz = Mój uśmiech rośnie :D

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 3 We saved your life


Rozdział dedykuję Basi i Monice. Dziękuję :*
  **Zayn**

*Samochód wjechał na podjazd, na co wziąłem gwałtowny wdech. Boję się reakcji Perrie. Za pewne będzie mi wypominać, że znów dałem się wkręcić chłopakom. Jednak ma złote serce i może nie będzie mi robić wyrzutów?
Mark się zatrzymał i obdarzył mnie współczującym  spojrzeniem. On również wiedział, co zaraz się wydarzy. Zwróciłem się w stronę bezdomnej. Patrzyła na mnie wyczekująco, domagając się wyjaśnień.
- Jesteśmy na miejscu- uśmiechnąłem się do niej blado, po czym wysiadłem z samochodu.*
  Otworzyłem jej drzwi a ona minęła mnie w ciszy i zrobiła kilka kroków, po czym stanęła czekając na mnie. Skierowałem się w stronę werandy. Mój oddech przyśpieszył, nogi zaczęły mi się trząść a ręce pocić. Nie bój się Zayn, przecież nie robisz nic złego, tylko pomagasz innym. Wziąłem miarowy oddech i sięgnąłem po klucze i otworzyłem jej kolejne drzwi. Przeszła obok i spojrzała na mnie. Nie mogłem odczytać wyrazu jej twarzy, bo nie wyrażał niczego. Zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją niedbale na haczyk. Weszliśmy do salonu. Kobieta rozglądała się po otoczeniu z uwagą a w jej oczach można było dostrzec zdziwienie i podziw.
- Rozgość się. To jest salon a tam kuchnia i jadalnia. Te drzwi na końcu korytarza to łazienka. Na górze jest moja i Perrie sypialnia, oraz wiele innych pokoi gościnnych z łazienkami - uśmiechnąłem się do niej ciepło, wskazując poszczególne pomieszczenia. Ruszyłem w  stronę kuchni wyciągając dwa kubki- Chcesz coś do picia?
 Nie odezwała się słowem i pokręciła przecząco głową. Usiadła delikatnie na kanapie, jakby bojąc się, że to jest sen, który zniknie jej sprzed oczu.Wróciłem do kuchni i zalałem herbatę.
  Kiedy wszedłem do salonu, nieznajoma bawiła się swoimi dłońmi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Postawiłem kubki na stoliku i usiadłem na przeciwko niej. Podniosła na mniej swój wzrok a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie musiałeś tego robić. Mogłeś mnie tam zostawić i nic by się nie stało- rzekła ściszonym głosem.
- Jak możesz tak mówić. Uratowaliśmy ci życie i ty jeszcze...- urwałem, gdy usłyszałem szczęk otwierającego się zamka.Wróciła.
- Już jestem. Matko ale jestem zmęczona. Nasz producent powinien nam dać w najbliższym czasie wolne- z holu dobiegł do nas zmęczony głos blondynki.
 Weszła do salonu i uśmiechnęła się w moją stronę, lecz gdy przeniosła swój wzrok na kobietę, momentalnie uśmiech znikł z jej twarzy. Spojrzała na mnie a w jej oczach widniały konsternacja i zdziwienie.
- Kto to jest i co ona tu robi? Od kiedy zapraszasz do naszego domu bezdomne pod moją nieobecność?- zasypała mnie pytaniami i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wyjaśnię ci wszystko ale chodźmy do kuchni- odpowiedziałem i ruszyłem energicznym krokiem w stronę Perrie i wyszliśmy z salonu.
- Więc?- założyła ręce na piersi i podniosła brwi, czekając na moją odpowiedź.
- Kiedy wyszliśmy z koncertu, mieliśmy w planach iść do klubu trochę się rozerwać. No i gdy przechodziliśmy koło jednej z mniejszych alejek, usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Pobiegliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy jak dwóch mężczyzn gwałci bezbronną kobietę. Odciągnęliśmy ich od niej i skopaliśmy im tyłek. Uciekli. Miała liczne siniaki na całym ciele i w dodatku oni pocieli ją nożem, bo stawiała im opór. W skrócie uratowaliśmy ją. Wyobraziłem sobie, że tam byłaś ty. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby to była prawda- ostatnie słowa wyszeptałem a z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy.
 Perrie podeszła do mnie i mocno się we mnie wtuliła. Ona też płakała. Nie wiem co by się stało, gdyby to ona byłaby na jej miejscu. Nie mogłem tak po prostu temu wszystkiemu się przyglądać i być na to obojętnym. Nie mogłem.
- Dobrze już wszystko rozumiem. Nie musisz mówić nic więcej. Postąpiłeś bardzo roztropnie. Przepraszam- chlipała w moje ramię a ja ścisnąłem ją mocno, dodając jej otuchy.
- Chodźmy. Nie możemy jej zostawić samej- pocałowałem ją i delikatnie wziąłem ją za rękę, prowadząc do salonu.
- Cześć mam na imię Perrie i jestem dziewczyną Zayna - uśmiechnęła się przyjacielsko w stronę kobiety ale tamta jej nie odpowiedziała.
- Do mnie też się nie odzywa- spojrzałem smutno na Perrie, odwróciła się do mnie i przekazała mi bezgłośnie ''Daj jej czas.'' Westchnąłem głęboko i poszedłem na górę.

**Perrie**
- Słuchaj. Zapewne potrzebujesz ubrań i kosmetyków. Zaraz ci przyniosę. - uśmiechnęłam się do niej promiennie i udałam się do naszej sypialni. Weszłam do pokoju ale Zayna nie było w środku. Pewnie poszedł wziąć prysznic. Podeszłam do szafki na ubrania i wyciągnęłam z niej ładny komplet nocny i
parę kosmetyków i ręcznik. Zeszłam na dół a nieznajoma rozglądała się po salonie. 
- Chodź pokażę ci twoją sypialnie- wstała i niepewnym krokiem szła w moją stronę, potykając się- Złap się mnie, bo widzę, że zaraz upadniesz.- wzięłam ją pod rękę i w wolnym tempie wspinałyśmy się po schodach. Gdy byłyśmy już u szczytu skręciłyśmy w lewo i podążałyśmy dalej korytarzem. Weszłyśmy do pierwszego pokoju. Lubiłam ten pokój ma taki niesamowity klimat. Zapaliłam światło i pomogłam jej usiąść na łóżku. Położyłam rzeczy obok niej. 
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to mnie zawołaj. Będę tu cały czas, na wszelki wypadek- uśmiechnęłam się do niej uprzejmie.
- Dzięki ale poradzę sobie - posłała mi mały uśmiech, wzięła swoje rzeczy i poszła do łazienki.
  Odetchnęłam z ulgą. Odezwała się do mnie. Nie sądziłam, że tak szybko się przełamie. Zdecydowanie widać, że ma urazę do ludzi, tylko pytanie dlaczego? 
 Zebrałam swoje myśli i postanowiłam zostać chwilę, aby zaścielić jej łóżko. Kiedy układałam poduszki do spania, wyszła z łazienki. Spojrzałam na nią a moja szczęka wylądowała z hukiem na podłogę. Przede mną stała nie wyższa ode mnie brunetka z długimi włosami i niebieskimi oczami. Nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba.
- Nie wierzę, to ty czy zamieniłaś się z jakąś dziewczyną, która jest w środku?- dla komizmu udawałam, że wychylam się ponad jej ramie, by kogoś zobaczyć, na co cicho zachichotała-Bardzo ładnie wyglądasz.
- Dziękuję- speszyła się a na jej usta wkradł się ledwie widoczny uśmiech.
- No dobra łóżko ci pościeliłam. Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytałam.
- Masz może plastry? Chciałam zakleić rany- odezwała się cichym głosem.
- Jasne są w łazience. Opatrzyć cię?- spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem- Spokojnie nic ci nie zrobię. Sama możesz nie dać rady- uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco.
  Dziewczyna toczyła ze sobą jakąś wewnętrzną walkę, jednak po paru minutach spojrzała na mnie i zgodziła się. Wzięłam z łazienki plastry i usiadłam koło niej na łóżku. Na moją obecność spięła się i przełknęła nerwowo ślinę. Pewnie dawno nie miała styczności z miłymi ludźmi. Nie chce jej o to pytać. Najwidoczniej jestem pierwszą osobą, której od dawna zaufała i nie mogę tego zepsuć. Podwinęła koszulę a moim oczom ukazały się liczne siniaki i nacięcia nożem. Jedne były świeże i ledwo zagojone a nie które stare i pociemniałe. Widok był przerażający. Zerknęłam na dziewczynę, zaczęła płakać. Przytuliłam się do niej i zaczęłam uspokajać.
- Ćśś, spokojnie. Tutaj będziesz bezpieczna. Nikt już ci nie zrobi krzywdy. Spokojnie.- bujałam się z nią w tył i w przód, dopóki nie przestała się trząść. Opatrzyłam jej rany, czasami odwracając wzrok. Dziewczyna podziękowała mi i tym razem to ona mnie przytuliła.
- Dobranoc. Miłej nocy ci życzę- wyszłam z pokoju i skierowałam się do mojej sypialni.

**Zayn**
- Dzień dobry, kochanie- przytuliłem Perrie i cmoknąłem ją w policzek.
- Dzień dobry śpiochu- uśmiechnęła się szeroko i upaćkała mój nos ciastem do naleśników.
- Ja śpiochem? Która jest godzina?- zmazałem ciasto i spojrzałem na nią zdziwiony.
- 10.30 a z tego, co pamiętam to masz wywiad o 11- wskazała na zegarek i odwróciła się w moją stronę.
  Jak to możliwe? Zaspałem? Przysiągłbym, że wczoraj nastawiałem budzik. Trudno teraz muszę się pospieszyć, jeśli nie chce dostać zrypy od Paula.
- Ziemia do Zayna. Czy ty w ogóle mnie słuchasz?- zaczęła machać mi ręką przed oczami, złapałem ją i ucałowałem, co zdziwiło moja narzeczoną.
- Zawsze- wyszczerzyłem zęby.
- Łajdak- uśmiechnęła się zadziornie- Spóźnisz się do pracy. Już powinieneś wychodzić.
- Pa. Na razie- wpiłem się w jej usta i szybko zmierzałem w kierunku wyjścia.
- Pa. Kocham cię- zawołała, kiedy drzwi się za mną zamknęły.
  Wsiadłem do mojego bmw i8 i szybko wyjechałem z podjazdu. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 10.40. Powinienem się wyrobić. Wyjechałem na główną drogę i przycisnąłem pedał gazu.
 Na miejscu byłem już po 15 minutach. Wszedłem szybko do budynku i popędziłem na górę, gdzie miał się odbyć wywiad. Podszedłem do recepcji biura. Za nim siedziała miła blondynka, która szybko poinstruowała mnie, jak dostać się pod wyznaczone miejsce. Spojrzałem odruchowo na zegarek miałem jeszcze trzy minuty. Znalazłem drzwi i zwartym krokiem wszedłem do środka. W pomieszczeniu byli już wszyscy chłopacy a ich twarze od razu skierowały się w moją stronę. Pięknie.
- Malik. Czy ty czasami odbierasz ten cholerny telefon?-ryknął na mnie Paul.
- Ja też się cieszę, że cie widzę. Wybacz ale zaspałem i najwidoczniej wyciszyłem telefon. Przepraszam- rzuciłem tylko i usiadłem na wolnym krześle.
- Wiedziałem, że tak będzie- Liam pokiwał smutno głową i przesłał mi słaby uśmiech.
- Jak tam twoja dziwka, Perrie już wie?- wyszczerzył się Harry.
- Mógłbyś się ogarnąć, przestań ją wyzywać od najgorszych!- zgromiłem go spojrzeniem, na co loczek tylko parsknął śmiechem.
- Chciałbyś.
- Wchodzicie za minutę- odezwał się głos z ekipy.
- Dlaczego tak wulgarnie odnosisz się do kobiet? Co na przykład zrobiła ci, ta dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy?- milczał- Zachowujesz się jak chuj odkąd zerwałeś z Samanthą.
- Nie poruszaj tego tematu- syknął a jego szczeka się naprężyła.
  Wiedziałem, że trafiłem go w czuły punkt. To co zrobiła Samantha jest nie wybaczalne ale to nie oznacza, by mścił się na innych dziewczynach...



******************************************************************************
No i jest trzeci rozdział. Jest trochę dłuższy od dwóch pozostałych ale mam nadzieję, że to was nie zniechęci i przeczytacie go. Muszę trochę tu natruć, cóż poradzić. Bardzo dziękuję wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem, co przyczyniło się do zwiększenia mojej motywacji i mam pomysły na dwa kolejne. Co najlepsze wena naszła mnie na angielskim. -Mrs Hano o czym pani tak marzy? - O niebieskich migdałach :D.No Marta wróć, bo odchodzisz od tematu. Chciałam was uprzedzić, że przez następne przynajmniej dwa rozdziały nie będzie fajerwerek itd. Dziękuję Basi i Monice bez was, wciąż tkwiłabym w martwym punkcie. Dziękuję :3 
Zapraszam do komentowania i do następnego. Pozdrawiam, Martha


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 2 I take her in my home

 **Harry**


*Skupiłem swój wzrok na workach na śmieci i stercie ubrań. Poruszyła się.*
 - O kuźwa.- wyrwało się Louisowi
  Wszyscy stali jak oniemiali. To normalne, że bezdomni pałętają się na ulicach. Najgorsze jest to, że tego plebsu do końca nie można wyeliminować. Dlaczego?
   Jako pierwszy do porządku przywołał się Liam. Podszedł do tej osoby i odkrył jej koc. Była to jakaś kobieta. Nie mogłem stwierdzić ile ma lat, przez jej zabrudzoną twarz. Stare ubrania zakrywały jej ciało a od niej samej unosił się nieprzyjemny zapach.
- Wszystko w porządku?- zapytał zmartwiony Liam
- Zostaw mnie.- syknęła a jej oczy wyrażały strach
- Uważaj, bo jeszcze cie oskubie i nawet nie będziesz wiedział kiedy. - uśmiechnąłem się kpiąco.
 Liam zignorował moją uwagę i odwrócił się z powrotem do bezdomnej. Idiota.
- Potrzebujesz czegoś, jakiegoś koca czy coś?- odezwał się Zayn, który nagle odnalazł język w gębie. Aha kółko dobroczyńców nam się powiększa. Jak oni mogą być tacy naiwni? Od razu widać, że chce nas okraść. W sumie to nawet kijem bym jej nie tknął. No ale cóż widać, że brakowało im heroizmu.
- Nic mi nie trzeba. Spadajcie stąd.- obrzuciła nas złowrogim spojrzeniem
- Posłuchaj. Chcemy ci pomóc. - Niall posłał kobiecie pokrzepiający uśmiech
-Whoaw. Dobra spadam z tego kółka misjonarskiego. Jak nie chce pomocy to odwalcie się od niej. Ja stąd idę.- rzuciłem na odchodne i skierowałem się w stronę latarni
  Co za debile. Jak można być tak bezmyślnym? Najwidoczniej muszą się sami przekonać, jacy są ludzie z ulicy. Ja w prawdzie ich nie znałem, ale na pewno nie można im ufać. Za to ci idioci sami chcą się o tym przekonać. Spoglądałem na ulicę, którą szliśmy. Była pusta. Co jakiś czas przejeżdżał  samochód.
  Usłyszałem hałas. Spojrzałem w stronę uliczki i zobaczyłem wyłaniającą się z niej pozostałą czwórkę. Wszyscy mieli spuszczone głowy i szeptali coś do siebie.
- Co nie podziałał na nią wasz urok osobisty?- zadrwiłem
-Przymknij się Harry.- Zayn zmierzył mnie wzrokiem
Ruszyliśmy przed siebie. Gdy byliśmy w połowie, by skręcić w następną ulicę, usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk kobiety. Chłopaki ruszyli biegiem a ja zwartym krokiem ruszyłem za nimi. Kiedy dotarłem na miejsce, Zayn i Louis okładali jakiś typów a Liam z Niallem pochylali się nad kobietą, którą niedawno mijaliśmy. Mężczyźni, którzy napadli na nią podnosili się powoli na nogi. Zerknęli w naszą stronę i zaczęli wycofywać się w głąb bloków. Rzuciłem okiem na kobietę. Oprócz ubrań, które teraz były doszczętnie zniszczone, gdzie nie gdzie sączyła się świeża krew.
 - Musimy ją zabrać do szpitala. Jest ranna.- Zayn podniósł bezwładne ciało kobiety. 
- Szpital. Nie, proszę. Nic mi nie jest, naprawdę.- kobieta wyszeptała kilka słów, patrząc się na nas przerażonym wzrokiem
- Czy was wszystkich do końca już porąbało?- warknąłem
- Harry uspokój się. Chcemy jej tylko pomóc, jeśli zostanie tu na noc, to być może wykrwawi się na śmierć! Uwierz mi a nie chcę jej mieć na sumieniu! Nie wiem jak ty!- ostatnie słowa Niall wykrzyczał mi prosto w twarz
- Jak mam być spokojny! Chcecie ją zabrać ze sobą a nie pomyśleliście, co z tego wyniknie?- zapytałem zirytowany z trudem, łapiąc oddech- Dobra jak chcecie, ale nie chce mieć z tym nic wspólnego!
- Świetnie. Lou zadzwoń po Marka. Musimy się stąd jakoś zabrać. - rzucił zmęczonym głosem Liam
- Jasne. - Lou wyciągnął telefon i wykręcił numer
  Zerknąłem na Malika. Bezdomna leżała w ramionach Zayna a po jej ciele przechodziły dreszcze. Nie odzywała się do nas słowem. Za to jej spojrzenie było przesycone panicznym strachem. Bała się nas. Może i słusznie. Ciekawe co to banda debili jeszcze wymyśli.
  Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos samochodu. Wyjechał z sąsiedniej ulicy i zmierzał w nasza stronę. Kiedy znalazł się obok nas, pospiesznie wsiadłem na miejsce z przodu. Nie miałem zamiaru siedzieć obok niej. Niedoczekanie.
  Wszyscy zapakowali się do pojazdu a on ruszył z piskiem opon. Mark spojrzał na mnie z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy. Pokiwałem przecząco głową i odwróciłem się w stronę szyby.
- Słuchajcie. Kto może ją przenocować? Tak właściwie to jak się pani nazywa?- nie odpowiedziała- Więc?- Liam podniósł brwi, zerkając na nas po kolei.
- Louis?
- Stary nie mogę. El mnie zabije jak wprowadzę jakąkolwiek kobietę do domu. Wiesz jaka jest. - jęknął zrozpaczony
- No dobra, a ty Niall?- spojrzał na blondyna
-Wykluczone. Moi rodzice są w domu. To nie możliwe.- wykręcał się Irlandczyk
- Zayn?
- Nie wiem czy Perrie się zgodzi, przyjąć kogoś obcego pod dach? Ty nie możesz?- spojrzał na Liama
- Nie, Nie mogę, bo Sophia zabroniła zapraszać do domu kogokolwiek z zewnątrz, po naszej ostatniej imprezie.- prychnąłem na to wspomnienie.To była dość tłoczna impreza, która skończyła się, no cóż burdelem w domu Daddiego.- Może ty Harry, przecież z nikim nie mieszkasz.- uśmiechnął się do mnie przebiegle
- Powaliło cie już do końca! Nie wezmę tej szmaty pod swój dach!- zgromił mnie spojrzeniem, na co przewróciłem oczami i odwróciłem się do nich tyłem
- Dobra. Uspokój się. - oznajmił Liam
- Okej, jak nikt nie chce jej wziąć, to zabiorę ją do siebie. Wytłumaczę to jakoś Perrie.- zaofiarował się mulat. Panie i panowie bohater dzisiejszego dnia.
- No to uzgodnione. Wysiądziesz z Malikiem. Tym chłopakiem w czarnych włosach- poinstruował kobietę a ta obdarzyła go smutnym spojrzeniem. Malik głęboko westchnął.
  Gdy przejeżdżaliśmy koło Rose Street, nakazałem Markowi, aby się zatrzymał. Wyszedłem z samochodu i zamknąłem drzwi. Pochyliłem się jeszcze nad oknem i rzuciłem w stronę Zayna:
-Tylko uważaj na nią.- uśmiechnąłem się ironicznie i ruszyłem w stronę mojego domu.
  Noc była mroźna. Na ulicy panowała zupełna cisza. Schowałem ręce do kieszeni, bo ujemna temperatura zaczęła mi doskwierać. Szedłem zwartym krokiem, chcąc jak najszybciej dostać się do domu.
  Gdy skręciłem w moją ulicę, wszystkie światła zgasły. Spojrzałem na mój dom, koło niego kręcili się fotoreporterzy. Cudownie, jeszcze ich mi do życia potrzeba. Przyśpieszyłem kroku, zwracając na siebie uwagę. Ruszyli w moją stronę i w ułamku sekundy znaleźli się obok mnie. Zadawali mi wiele krępujących pytań.
- Spieprzajcie stąd. Nic wam nie powiem.- burknąłem, przepychając się między nimi
  Gonili mnie, aż do wejścia willi. Kiedy zamknąłem drzwi, odetchnąłem z ulgą. Nareszcie w domu.
Ruszyłem w stronę mojego salonu. Podszedłem do barku i wyciągnąłem z niej szkocką. Wróciłem się do kanapy. Sięgnąłem po stojącą na stoliku szklankę i nalałem sobie whisky. Przechyliłem jej zawartość i ponownie ją napełniłem. Podniosłem szklankę do ust.
- Tęskniłaś? - uśmiechnąłem się i opróżniłem ją do dna. Potem następne, aż straciłem rachubę i zapadłem w głęboki sen.

**Zayn**

  W samochodzie zostałem ja, Mark i ta biedna kobieta. Bardzo jej współczułem. Widać, że bardzo dużo przeszła a z pewnością więcej niż każdy z nas. Nie rozumiałem Harry'ego. Jak można być takim dupkiem? Nie zawsze taki był. Kiedyś uwielbiał i adorował każdą kobietę spotkaną na ulicy. Teraz, to nie ten sam człowiek. Od dwóch lat zmienił się diametralnie...
 Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Nieznajoma czasami spoglądała w moja stronę, jednak nie odzywała się słowem. Wcześniej w jej oczach można było dostrzec przerażenie i złość. Teraz malował się w nich strach. Wyjrzałem za okno. Rozpoznałem ulicę i przeraziłem się. Zaraz będziemy na miejscu.
 Samochód wjechał na podjazd, na co wziąłem gwałtowny wdech. Boję się reakcji Perrie. Za pewne będzie mi wypominać, że znów dałem się wkręcić chłopakom. Jednak ma złote serce i może nie będzie mi robić wyrzutów. Mark się zatrzymał i obdarzył mnie współczującym  spojrzeniem. On również wiedział, co zaraz się wydarzy. Zwróciłem się w stronę bezdomnej. Patrzyła na mnie wyczekująco, domagając się wyjaśnień.
-Jesteśmy na miejscu.- uśmiechnąłem się do niej blado, po czym wysiadłem z samochodu.



*********************************************************************************
No dobra no to mamy drugi rozdział. Przepraszam was bardzo mocno, że nie pojawił się w piątek ale w ostatniej chwili zmieniłam bieg zdarzeń. Ogólnie z tego rozdziału jestem średnio zadowolona, jednak to wam pozostawię opinie. Mam nadzieję, że poprawię się w następnych rozdziałach. :/ Proszę was o komentarze tutaj, bo to daje mi potężnego kopa do pisania. Następny pojawi się w prawidłowym terminie, więc do piątku. Martha




 

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 1 Who did say it?

**Harry**

  Koncert nareszcie dobiegł końca. Dźwięk tysiąca głosów, wciąż szumiał mi w uszach. Na początku naszej kariery sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. Teraz już trochę irytowało. Skierowaliśmy się do garderoby. Liam i Niall wciąż podśpiewywali fragmenty piosenek. Tym czasem Louis jak zawsze był sobą i odstawiał dziwne akrobacje. Zaśmiałem się i pokręciłem głową z dezaprobatą na to przedstawienie, które rozgrywało się przede mną. Weszliśmy do pomieszczenia a moim oczom ukazała się grupa ludzi, odpowiadająca za nasz występ. Niechętnie uścisnąłem każda osobę, obdarowując ją wymuszonym uśmiechem. Jedyne o czym myślałem to tylko znaleźć się w łóżku i zapaść w głęboki sen.
  Nagle do moich uszu dobiegł dziwny wrzask. Skierowałem swoje spojrzenie w stronę tego hałasu. Louis leżał na podłodze pośród rozwalonego jedzenia a Niall teatralnie okładał go rekami. Liam z Zaynem starali się odciągnąć blondyna, ale na próżno. Kiedy byli na prawdę blisko pochwycenia go, ten wyrwał się im i zdwojoną siłą natarł na Lou. Niall zaczął się drzeć na całe gardło, że musi zabić gada, który zjadł jego muffinkę. Co na to obsługa? Nic, tylko śmiała się do rozpuku, lecz gdy Irlandczyk sięgnął po banana, by okładać zdrajce, Paul i Preston zainterweniowali, odciągając niedoszłych bokserów. Westchnąłem i zacząłem przebierać się w czyste ubrania. ,,Jak dzieci, po prostu jak dzieci."
  Kiedy wszyscy byli już spakowani, zaczęliśmy się zbierać do wyjścia, gdy nagle zatrzymał nas Liam.
- Co powiecie, gdybyśmy teraz wybrali się na imprezę?- zapytał.
- Hm. Dobry pomysł, czemu nie.- uśmiechnął się Zayn.
- Tak. Ja się zgadzam.- przytaknął Lou.
- Ja również.- Niall też.
- Harry?- spojrzeli na mnie pytająco.
- Nie wiem. Jakoś nie mam ochoty.- zacząłem się wykręcać.
- No weź. Rozerwiesz się trochę. Będą tam dziewczyny.- kusił mnie Zayn.
- Dobra niech wam będzie.- prychnąłem.
- Panowie czas się rozerwać!- wydarł się na cały głos Louis. Debil.
  Gdy wyszliśmy tylko z hali tylnymi drzwiami, uderzyło nas chłodne letnie powietrze. Na parkingu nie było nikogo, lecz ze wszystkich stron docierały do nas krzyki naszych wielbicielek. Świetnie. Jeszce brakuje nam tylko rozwrzeszczanych fanek. Ostrożnie weszliśmy w pierwszą małą uliczkę, prowadzącą w stronę naszego klubu. Wyszliśmy na ulice na której było zupełnie pusto. Kiedy przechodziliśmy koło Oxford Gardens, skręciliśmy w jakąś alejkę. Szliśmy w ciszy, mijając kolejne ulice Londynu. Skręciliśmy na Park Street. Przed nami rozbłysnął flesz. Potem kolejny i jeszcze jeden. ,,Genialnie''- pomyślałem. Spojrzałem na chłopaków, oni też nie wydawali się być szczęśliwi z obecności paparazzi. Przed nami już uformowała się mała grupa typów z aparatami.
- Kurwa. Skąd się oni tu wzięli?-  Lou zapytał, ale nikt nie fatygował się odpowiedzieć. Odpowiedź była jasna. Śledzili nas. Proste.
- Rozdzielamy się. Spotkamy się na Ruby Street. Zrozumiano?- przytaknąłem na słowa Liama i już nas nie było. Biegłem jak najszybciej, by zgubić tych idiotów. Czasami  skręcałem w mniejsze uliczki, których nazw nie pamiętałem. Spojrzałem za siebie. Za mną biegło jeszcze dwóch reporterów. Skręciłem znowu tym razem w prawo a przede mną było jakieś niskie może na 2m ogrodzenie zastawione wieloma drewnianymi skrzynkami. Kopnąłem stos, który od razu zrobił zamieszanie. Zerknąłem na ogrodzenie i prychnąłem z ironią. ,,Dam radę''.  Wdrapałem się i przeskoczyłem je. Odwróciłem się w stronę moich prześladowców. Cali z zziajani lawirowali między szczątkami kartonów.
- Harry, gdzie się tak śpieszysz? Porozmawiaj z nami.- uśmiechnął się do mnie fałszywie jeden z nich i szukał aparatu, który wisiał na jego szyi. Uśmiechnąłem się do niego drwiąco i wystawiłem środkowy palec. Pobiegłem dalej. Miałem w dupie, że to będzie w prasie. Już widzę nagłówki gazet. ,,Harry atakuje reportera", ,,Harry Styles pokazuje wyzywający gest". Za pewne jak się dowie o tym Paul będzie niezmiernie szczęśliwy. Nie obchodziło mnie to. Nikt mnie już za bardzo nie obchodził.
 Odrzuciłem kłębiące się myśli w mojej głowie i zerknąłem w tył. Nikogo nie było. Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem swobodnym krokiem na wyznaczone miejsce zbiórki. Gdy wyszedłem na Ruby Street, zauważyłem znane mi sylwetki trzech mężczyzn. Podszedłem bliżej i stanąłem w grupce.
- Został tylko jeszcze jeden.- Liam odetchnął z namacalną ulgą.
Spojrzałem na chłopaków byli zmęczeni i walczyli o oddech tak samo jak ja. Brakowało tylko Nialla.
  Nagle rozległ się niezły huk. Wszyscy czterej spojrzeliśmy w lewo. Metalowe kubły, które jeszcze przed chwilą były uporządkowane, teraz leżały w chaosie. Mężczyzna starał się złapać równowagę. Spojrzał w naszym kierunku i uśmiechnął się. Od razu go rozpoznałem. Niall wciąż chwiejnym krokiem ruszył w naszą stronę. Gdy stanął obok, moje oczy od razu się rozszerzyły na jego widok. Miał ubrania całe w strzępach a gdzie nie gdzie można było zobaczyć ślady podrapania. To z całą pewnością nie byli fotoreporterzy.
- Stary co ci się stało?- zapytał przerażony Zayn.
Niall tylko uśmiechnął się i powiedział:
- To tylko nasze kochane fanki.
- Ja pierdole.- skomentował Louis.- Pewnie całe stado.
- Taa. Mała grupka dziewczyn. Pewnie wracały z naszego koncertu.- zaśmiał się i oderwał zwisający bezwładnie koniec rękawa jego koszulki.
- Dobra. Spadamy.- rzucił sucho Liam i kierowaliśmy się za naszym przewodnikiem.
  Szliśmy między ciasnymi ulicami Londynu. Od czasu do czasu skręcając w mniejsze uliczki. Weszliśmy w jakąś ciasną alejkę, na której skraju rozświetlała ją latarnia. Wewnątrz było ciemno i śmierdziało rozkładającymi się śmieciami. Zasłoniłem ręką nos, bo odór był okropny. Szliśmy przez uliczkę a ja starałem się nie wdepnąć w podejrzane kałuże. Byliśmy już prawie w połowie, gdy niespodziewanie Zayn potknął się i przewrócił. Liam pomógł mu wstać, na co mulat rzucał ostrymi przekleństwami.
- Uważaj cioto jak idziesz.- odezwał się głos. Zayn rzucił nam wściekłe spojrzenie, za tę cięta ripostę.
- Kto to powiedział?- zapytał zirytowany. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni i pokręciliśmy głowami. Zmarszczyłem brwi i rzuciłem okiem na miejsce, w którym się przewrócił. Były tam tylko worki na śmieci i jakiś stos szmat.
- Potknąłeś się o worki ze śmieciami.- odpowiedziałem oschle i wzruszyłem ramionami.
- Cholerne pijaki. Nawet nie widzą jak lezą.- znowu usłyszeliśmy głos.
Skupiłem swój wzrok na workach na śmieci i stercie ubrań. Poruszyła się.


************************************************************************************
Witajcie! Oto pierwszy rozdział do mojego opowiadania. Mam nadzieję, że was zainteresuje :) Czytasz = komentujesz
Martha


















czwartek, 5 lutego 2015

Witajcie!

Witaj na moim blogu. Ten blog będzie opowiadaniem, które mam nadzieje, że was zainteresuje. Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc proszę o wyrozumienie z waszej strony. Rozdziały będę starała się dodawać się co tydzień a jeśli nie to do max dwóch tygodni. Dalsze informacje jak obsada zamieszczę na zakładce z bohaterami, która pojawi się niebawem. Cóż pozostało mi tylko
Was serdecznie przywitać i zachęcić do czytania :D. Mara